Cześć dziewczyny!
Jest ktoś tutaj jeszcze? Pamiętacie mnie? Minęło tyle czasu, od kiedy ostatni raz coś tutaj napisałam!
Nie mogę uwierzyć, ale jednak, wracam z nowym-starym opowiadaniem. Nie wiem, czy pamiętacie bloga "Rzeczywistość boli. Cholernie." Zaczęłam go, napisałam trzy-cztery rozdziały i bum... Zawiesiłam.
Czas najwyższy powrócić do pisana i kontynuować go! Z tym, że na innym blogu, na całkiem innej stronie.
Tutaj zostawiam link do bloga i zapraszam serdecznie do czytania i wspierania mnie, co zawsze robiłyście! :)
Mam nadzieję, że ktoś tutaj dalej jest, także, do następnego!
"Bolesna rzeczywistość" - LINK
crazydream
bez zadnych perspektyw, bez niczego, tak po prostu
czwartek, 5 maja 2016
poniedziałek, 9 grudnia 2013
Informacja.
Cześć kochani!
Wracam do Was z nowym blogiem i opowiadaniem. Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie, ponieważ nabrałam takich chęci, jak nigdy.
Co do poprzednich blogów - przepraszam, ale jakoś nie mam ochoty do nich wracać.
Mam tylko nadzieję, że ten blog mi się nie odwidzi i że będzie prowadzony tak przyjemnie, jak dwa opowiadania na ty blogu :)
Okej, koniec gadania, zapraszam na prolog!
http://cokolwiek-na-zawsze.blogspot.com/
poniedziałek, 28 stycznia 2013
Epilog
Dochodziła godzina 14. Pomimo tak młodej godziny, niebo zasłaniały ciemne chmury, co tworzyło świat bardziej złym, niż mógł się dziś wydawać młodej Savannah i jej najbliższym.
Leżała w łóżku okryta po sam nos kołdrą. Nie zwracała uwagi na dużą ilość ludzi krzątających się na dole, czy też dzwoniący właśnie do drzwi dzwonek.
Nie interesowało ją w tym momencie nic. Mogła już zostać w takiej pozycji na zawsze. Patrząc pustym wzrokiem w biały sufit i czując jak jej łzy moczą już kolejną poduszkę.
- Sav? - do jej uszu doszedł delikatny, kobiecy głos. Do pokoju właśnie weszła jej matka.
- Zostaw mnie. Nigdzie nie idę - dziewczyna syknęła, nie zmieniając w ogóle pozycji.
- Przyszedł ktoś do ciebie. Chce ci coś przekazać - zakończyła cicho, wpuszczając do środka pewną osobę.
Ciekawość nie zawyżyła. Savannah w ciągu dalszym leżała na swoim miejscu.
- Dzień dobry.. - młody i nieznajomy głos rozszedł się po całym pokoju. - Rozumiem, jeśli mnie pani nie kojarzy, ale to ja zajmowałam się panią przez cały ten czas pobytu w szpitalu. To ja słuchałam wywodów pani chłopaka i to ja otrzymałam od niego coś, co należy do pani.. - kontynuowała, pomimo, że dziewczyna nie zwracała na nią szczególnej uwagi. - Leżał przy pani przez dobre dwa tygodnie. Dopiero, gdy się pani obudziła, zabrał go i powiedział, że jeśli kiedykolwiek będzie taka potrzeba, mam go przekazać. Tak więc.. To wszystko - podeszła bliżej, kładąc obok głowy Savannah niewielką kopertę.
Niewiele myśląc, wyszła z pokoju dziewczyny, a po chwili z domu.
Jednak ciekawość wzięła nad nią górę. Usiadła niepewnie na łóżku, ocierając mokre oczy. Złapała do ręki kopertę, jeżdżąc po niej kciukiem. Pisało tam "Savannah". Niby krótko, ale wystarczyło kilka literek napisanych w jego wykonaniu, a ona już czuła, że mając to, ma część jego.
Minęło kilka minut, zanim odważyła się otworzyć. Przecież nie miała pojęcia co tam jest napisane.
W sumie.. I tak nic w tym momencie nie zmieniłoby jej samopoczucia. Przecież nie będzie tam napisane, że prawdziwy Dean żyje i czeka na nią gdzieś pod domem.
Otworzyła go.
Do jej nozdrza od razu wdał się przyjemny i specyficzny zapach jej chłopaka.
Zaczęła powoli czytać...
" Zanim cokolwiek zrobisz, wolałbym, abyś najpierw przeczytała co chciałbym ci powiedzieć, a najwyraźniej już nie mogę...
Bo jeśli dostałaś ten list, to znaczy tylko jedno. Mnie już nie ma.
Siedzę właśnie obok ciebie i modlę się, by w końcu wybudzili cię z tej cholernej śpiączki. Z jednej strony, w końcu wrócisz do żywych, do nas, a z drugiej nie wiem co robić. Bo przecież po części to przeze mnie się tutaj znalazłaś. Przepraszam. Głównie przeze mnie.
Nawet nie wiesz, ile dałbym, żebym to ja leżał na twoim miejscu. Co wieczór przychodzą do mnie dziwne myśli. Jedna z nich nie może mi tego odpuścić.
Zastanawiam się, czy nie lepiej by ci było, gdybym odszedł. Tak bez słowa. Odszedł i zostawił cię w świętym spokoju. Byś mogła zacząć wszystko od zera. Ale z drugiej strony, jak ja bym sobie dał radę? Wiem. Może i jestem samolubny, ale nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, przepraszam..
Mogę żałować, że odszedłem. A może odejdę w taki sposób, w jaki już nigdy niczego nie będę musiał żałować?
Nie wiem. Dla twojej wiadomości. Niczego nie planuję.
No dobrze. Główny powód dlaczego to piszę?
Boję się, że jak już popełnię ten błąd, to będziesz cierpieć. A przecież nie zniósłbym świadomości, że przeze mnie cierpisz. Nie ty. Za bardzo cię kocham, by pozwolić ci na to.
Martwię się też o to, że jeśli się już wybudzisz, będziesz mnie nienawidziła za to, że pozwoliłem, by nas rozdzielono. Za to, że pozwoliłem, by nas dwoje tak bardzo skrzywdzono. Boję się, że mi nie wybaczysz, że to będzie całkowity koniec NAS.
Wolę to jednak sam zakończyć. Jeśli teraz mi się nie uda i tak kiedyś spotka nas to, co spotkać miało od samego początku.
Pamiętaj, że nigdy cię nie opuszczę. Zawsze, powtarzam, zawsze, bez względu na wszystko, będę przy tobie. Nawet jeśli naprawdę mnie tutaj zabraknie, czego wolałbym nie przywoływać na myśl. Oby nie. Ale jeśli już miałoby takie coś nastąpić, proszę, zaopiekuj się, również ważną dla mnie osobą, jaką jest Emily. Mam nadzieję, że aż tak to się nie potoczy.
Jeśli przeczytasz, odpisz mi, proszę.
Wiem, że szansa, że to do mnie dojdzie, jest jak jedna do miliona, ale zrób to. Nie wiem, wyrzuć na najbliższym brzegu morza, czy przez okna najwyższego wieżowca. Może jednak?
Pamiętaj, pomimo wszystko, nigdy nie przestanę cię kochać. Nawet jeśli ty o mnie zapomnisz...
Twój Dean ♥ "
Do jej oczu napłynęło jeszcze więcej łez. Co chwilę ocierała je rękawem bluzy, ale jak na złość nie mogły przestać lecieć. Ześlizgnęła się z łóżka i zeszła na dół.
- Idźcie. Ja tam teraz nie pójdę. Wieczorem się przejdę, a teraz idźcie - zaczęła wypychać każdego z domu.
Wszyscy, dosłownie, najbliższa rodzina jej, ich wspólni przyjaciele, nawet przyjaciółka jego rodziny, Wiktoria, wszyscy się tam znaleźli. Szli do niego. Dla niego. Ostatni raz go pożegnać.
A ona? Ona nie miała tyle siły, by wytrzymać to wszystko. Wystarczał jej horror jaki przeżywała wracając z powrotem z tej Hiszpanii. To, jak każdy przychodził do niej i chciał ją pocieszać.
A co jej z takich pocieszeń?
Na dodatek sama siebie za to obwiniała. Nie mogła sobie wybaczyć, że akurat tam musiała mu to wszystko powiedzieć.
I właśnie to wszystko jakby pękło w tym momencie. W momencie, kiedy czytała list.
Właśnie siedziała na górze i po raz drugi czytała go, z takimi samymi emocjami, jakie w niej siedziały.
- Kurwa.. - zaklęła cicho, szukając w szufladzie długopisu.
W końcu. Złapała za niego, po czym wyrwała kawałek kartki z zeszytu i bez zastanowienia zaczęła pisać.
" Mój kochany.. Nawet nie wiesz ile chciałabym ci teraz powiedzieć. Nawet nie wiesz jak bardzo żałuję wypowiedzianych słów tamtego wieczora. Przed nami było tyle lat... Tyle nocy i dni do przegadania... Tak wiele straciliśmy przez jeden, głupi wypadek. Nie mam zamiaru tutaj pisać dużo, ale tylko to, co najważniejsze. Przepraszam cię za to. Chcę, żebyś wiedział tylko, że popełniłam wielki błąd. I.. Wybacz mi. Daj jakikolwiek znak, żebym wiedziała, że mi wybaczyłeś. Przepraszam.
Kocham Cię, Twoja Savannah ♥ "
Nie czekając ani chwili dłużej, wstała i znalazła jakąś wymiętą kopertę. Podpisała "Dla Ciebie". Nałożyła na siebie jego bluzę, którą znalazła w szafie. Schowała list do kieszeni i wyszła z pokoju, bez telefonu, bez czegokolwiek. Chciała być tam sama. Ubrała buty i wyszła, trzaskając drzwiami.
Szła przyspieszonym krokiem, nakładając na głowę kaptur, aby nikt nie zobaczył jej podkrążonych oczu. Z drugiej strony, nie przeszkadzałoby to jej nawet to, ponieważ mało co ją ostatnio obchodziło.
W końcu weszła na piaszczystą plażę.
Ostatni raz była tutaj.. Wieczność temu.
Wyciągnęła z kieszeni list i stojąc tuż przy brzegu, zaczęła głośno czytać, dławiąc się łzami.
Pod koniec, kiedy wypowiadała słowa 'kocham cię', spojrzała do góry, w niebo.
Wydawać się mogło, że się rozjaśniło.
Uśmiechnęła się do siebie mimowolnie, może to był ten znak?
Ruszyła przed siebie. Na cmentarz.
Samo to słowo zmrażało ją od środka. Nienawidziła tego miejsca. Zabierało jej tych najbliższych.
Kiedy już tam doszła, nikogo nie było. Czyli już dawno było po mszy.
Jej uwagę zwrócił nowo co przykryty ziemią nagrobek, na którym jeszcze była kupka wieńców. Podeszła tam bliżej. Nie myliła się, na niewielkiej tabliczce pisało jego imię i nazwisko. Wyobraziła sobie, jak tam leży. Taki bezbronny, zimny i nic już nie czujący... Nie. Jak najszybciej próbowała się pozbyć tych myśli. Usiadła na ławeczce i spuściła wzrok. Bała się spojrzeć do góry, tak, jakby on tam naprawdę był, jakby bała się spojrzeć mu w oczy.
- Przepraszam.. - wyszeptała cicho, po czym wstała i odkopała trochę ziemi, by móc tam zakopać niewielką kopertę. Zakryła ziemią i przyklepała. Pocałowała dłoń i przyłożyła do niewielkiego zdjęcia, widniejącego na samym środku.
- Bądź przy nas, już na zawsze - uśmiechnęła się, sama do siebie, po czym wstała i powolnym krokiem ruszyła w stronę domu.
Wiedziała, że to miejsce będzie już jej stałym miejscem do przesiadywania. Wiedziała, że on jest przy niej. Czuła to.
Dziękuję Wam, że byliście tutaj prawie przez dwa lata.
Tak, w kwietniu, 4, minęłyby dwa lata, od kiedy założyłam tego bloga.
Wrócę na nowego, z nowym opowiadaniem, a może będę kontynuować tamto?
Nie wiem. Na dzień dzisiejszy niczego nie wiem.
Tak więc dzięki i do następnego <3
lovemuch♥
podpisano: crazydream
KONIEC ♥
sobota, 26 stycznia 2013
Blog roku 2012
Cześć! : )
Jak już niektórzy z Was wiedzą, wzięłam udział w konkursie "Blog roku 2012".
Nie wiem co mnie podkusiło. Może chciałam spróbować czegoś nowego?
Z pewnością.
Więc jeśli uważasz, że mój blog zasłużył na wygraną, serdecznie zapraszam do głosowania na niego.
Wyślij sms-a o treści: E00262
na numer: 7122
(koszt SMS wynosi 1,23zł)
Tak więc, będę wdzięczna, jeśli zagłosujesz : >
Dzięki! :)
podpisano: crazydream
poniedziałek, 14 stycznia 2013
Rozdział 46 - ostatni
KLIK (włącz)
- Proszę, wejdź - chłopak otworzył drzwi do hotelowego pokoju.
A swoją drogą. Naprawdę bardzo musiał się wysilić, by to wszystko poukładać. A do tego koszty w tym hotelu sporo go wyniosą..
- Dean? Czy jesteś pewny, że dobrze zrobiłeś, zabierając mnie tutaj? - spojrzałam niepewnie na niego, siadając na wielkim łóżku, z taką ostrożnością, bojąc się, że coś zepsuję.
Po raz kolejny rozejrzałam się po dużym pomieszczeniu. Łóżko, na którym właśnie siedziałam stało na jednej ze ścian razem z dwiema szafeczkami nocnymi. Na przeciwnej ścianie stała wielka szafa z lustrem, a obok stolik z dwoma krzesłami. Na przeciwko drzwi wejściowych i drzwi do łazienki, było duże, szklane wejście na niewielki taras, na którym był stół i kilka leżaków. Temu wszystkiemu urok dodawał kolor ciemnego capuccino z małymi fragmencikami białego.
- Przynajmniej tutaj zapomnijmy o naszych zmartwieniach, dobrze? - zmierzył mnie wzrokiem, kładąc na podłogę walizki.
Niepewnie skinęłam głową. Jak sobie zażyczył, chociaż i tak przez cały wyjazd będę się tym zamartwiała, to i tak nie dam tego po sobie poznać. Miejmy nadzieję, że nie zauważy.
Wstałam, powolnym krokiem kierując się na taras. Po otworzeniu drzwi, na moją twarz od razu padły gorące promienie w odcieniu pomarańczy.
Przymknęłam oczy, po czym oparłam się o barierkę. Słońce delikatnie pieściło moją twarz, a ja w tym momencie czułam się jak w niebie.
Oh.. Gdyby tak życie byłoby bezproblemowe. Byłoby o wiele piękniej.
W pewnej chwili poczułam na biodrach ciepłe dłonie chłopaka. Nachylił się nade mną, jeżdżąc nosem po mojej szyi.
- Dean... - mruknęłam cicho, otwierając oczy.
I skończyła się moja sielanka.
Nie wiem dlaczego, naprawdę nie wiem z jakiego powodu, ale powoli zaczynało mnie to denerwować. Denerwowała mnie jego obecność.
- Coś nie tak? - szepnął cicho, a ja odwróciłam się gwałtownie, z zamiarem powiedzenia czegoś.
W ostatniej chwili zastygłam w bezruchu, patrząc mu w oczy.
Nie czułam nic.
- Muszę wziąć kąpiel - odparłam krótko, delikatnie go od siebie odpychając.
Ruszyłam w stronę łazienki, zamknęłam drzwi na klucz i oparłam się o nie, powoli po nich zjeżdżając.
Schowałam twarz w dłonie, zastanawiając się, co jest ze mną nie tak?
Przecież jeszcze w samolocie nie było tak źle. Znowu poczułam jego usta.
W tym momencie przypomniałam sobie dziwne uczucie, które nie opuszczało mnie, gdy Dean był obok, albo mnie dotykał.
Przez moment próbowałam pojąć co ono może oznaczać. Najgorsze jest to, że nawet nie wiedziałam co to takiego.
Nie czekając ani chwili dłużej, napuściłam do wanny wodę, rozebrałam się i zamoczyłam zmęczone ciało w wysokiej temperaturze.
Chciałam zmyć z siebie każdy jego dotyk. Chciałam zmyć z ciała wszystko. Nie pomijając dotyku Kamila i reszty spotkanych na mojej drodze ludzi. Chciałabym zmyć tak samo wszystkie swoje wspomnienia. Chciałabym zacząć wszystko od nowa.
- Savannah.. Długo jeszcze? - po jakimś czasie usłyszałam dobiegający z drugiej strony głos.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na telefon.
Siedziałam tutaj ponad godzinę. Cholera. Gdzie ten czas mi uciekł?
- Minuta.. - westchnęłam cicho, wychodząc z wanny i owijając się ręcznikiem.
Przez moją głowę przeszła myśl, że przecież wszystko mam w torbie.
- Cholera - wyrwało się z moich ust.
Przekręciłam klucz, po czym wyszłam z łazienki.
- Jest wolna - zwróciłam się w kierunku siedzącego na łóżku chłopaka.
Sama zaś, otworzyłam swoją torbę i wyciągnęłam z niej bieliznę, leginsy i zwykły t-shirt.
- Ekhm.. - Dean stanął obok mnie, przyglądając się moim poczynaniom.
- Co? - spojrzałam na niego kątem oka.
- Dzisiaj wieczorem mamy zamówiony stolik w restauracji niedaleko. Chciałbym, żebyś ubrała coś elegantszego od tej wyciągniętej koszulki i spranych leginsów - powiedział szybko, czekając na moją reakcję.
- Fajnie wiedzieć - lekko zdenerwowana cisnęłam - jeszcze przed chwilą - trzymanymi ciuchami o ścianę i zaczęłam z powrotem grzebać w torbie.
Nic już nie powiedział. Poszedł do łazienki z opuszczoną głową.
Może i przesadzałam. Nie wiem. Ale wiem, że powinien mnie uprzedzać o takich rzeczach. I ten wyjazd.. Cholera, może i na początku mi się to spodobało, ale przecież mógł mi powiedzieć. Przygotowałabym się na to.
Wyciągnęłam z torby czerwoną kreację. Nie wiem skąd się tam wzięła, ale była dosyć ładna. Założyłam na siebie sukienkę. Była przed kolana, z delikatnie pomarszczonym dołem. Bez ramiączek. Idealna.
Do tego wybrałam czarne czółenka i czarną kopertówkę. Wydaje mi się, że może być..
Przynajmniej gust mnie nie opuścił.
Siedziałam jak na szpilce, delikatnie wystukując obcasem rytm. W końcu chłopak wyszedł.
Wstałam jak na kazanie i nie zwracając na niego uwagi weszłam do łazienki, by zrobić delikatny makijaż i związać włosy w koka.
Zdążyłam zauważyć tylko, że obejrzał się za mną, z lekkim uśmiechem na ustach.
Nie wiedziałam co go tak cieszy.
W ciągu dalszym nic nie było w porządku.
Robiłam to tylko dlatego, by nie zrobić mu przykrości. Bo w innym przypadku pewnie odmówiłabym i leżała w łóżku leniuchując przez cały ten pobyt tutaj.
Całe przygotowania zajęły mi pół godziny. Nawet zbytnio się nie wysilałam. Tak o, oby było i tyle.
- Pięknie wyglądasz.. - usłyszałam, gdy wyszłam z łazienki.
Dean stał kilka kroków przede mną, delikatnie unosząc do góry kąciki ust.
Sam na sobie miał ciemny garnitur, co oczywiście, powinno robić na mnie wrażenie, ale jednak nie zrobiło..
- Ty też - odpowiedziałam, na odczepnego.
- Możemy iść? - zmierzył mnie wzrokiem, nie przestając się uśmiechać.
Kiwnęłam potakująco głową, złapałam za kopertówkę i ruszyłam do wyjścia.
Kiedy już staliśmy na zewnątrz, gdzie ulice rozjaśniały duże latarnie, ponieważ już dawno słońce zaszło, a na jego miejscu pojawił się piękny księżyc, spojrzałam na niego niepewnie.
- To prowadź - zdobyłam się na lekki uśmiech.
Najwidoczniej wziął to zbyt do siebie, ponieważ kiedy ruszyłam za nim, ten splótł nasze palce razem.
Niechęć do niego od razu powróciła. Nie wiedziałam co mam zrobić, by w jakikolwiek sposób go nie zranić. Przecież nie mogłam powiedzieć, że to już nie to samo. Właśnie. Dokładnie to czułam. To już nie było to samo. Zmieniłam się, on również się zmienił. W ogóle ten świat jakby poszarzał. Już nie cieszę się na każdy nowy dzień. Marzę tylko o świętym spokoju i samotności.
Pomimo tego, nie oderwałam ręki. Szliśmy powolnym krokiem, co już bardziej działało mi na nerwy.
W końcu, po dziesięciu minutach doszliśmy do centrum, gdzie naprawdę był niezły ruch, jeśli chodzi o ulicę. Kawiarnia za to stała w budynku przy drodze. Chłopak nie zastanawiając się ani chwili dłużej otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Po chwili pojawił się ni stąd, ni zowąd wysoki brunet, robiący za kelnera. Zaprowadził nas do stolika pod dużym oknem. Cóż... Myślałam, że przez ten harmider na zewnątrz, nie będzie można się tutaj skupić, a było wręcz przeciwnie. Cisza powoli działała na nerwy.
- To może na początek lampka wina? - Dean przyjrzał mi się z uwagą.
Kiwnęłam głową przytakując mu, po czym wbiłam wzrok w szybę, przyglądając się temu co się działo na zewnątrz.
- A coś do jedzenia? - dodał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Nie jestem głodna - odparłam cicho.
Zrobił zdezorientowaną minę, ale i tak zamówił dla dwóch osób, według swojego uznania.
Przez pięć minut siedzieliśmy w ogóle się do siebie nie odzywając. Dopiero po chwili, gdy kelner przyniósł zamówienie, Dean spojrzał na mnie.
- Mam nadzieję, że ci będzie smakować. Gazpacho z tortillą, może być? - przyjrzał mi się uważnie.
Przez cały ten czas nie odrywałam od niego wzroku. Jego oczy zdradzały jedno. Zdezorientowanie.
- Savannah.. Koniec tego, powiedz mi, co jest nie tak? - zaczął, unosząc głos.
Szybko wbiłam wzrok w jedzenie, złapałam za łyżkę i zaczęłam nią grzebać w talerzu. Kolacja nagle zrobiła się ciekawsza od rozmowy.
- Nic nie zdziałamy, jeśli dalej się tak będziesz zachowywać.. - kontynuował już o kilka stopni ciszej.
Z mojej strony ponowny brak odpowiedzi. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Nie wiedziałam co czuję.
- Rozumiem, że ciszą próbujesz załatwić wszystkie swoje kłopoty, ale zrozum, tak się nie da. Prędzej czy później będziesz musiała ze mną porozmawiać, a wolę, by było to prędzej, bo kto wie, co może się stać kiedyś tam.. - westchnął, a ja zauważyłam, że zaczyna się już denerwować.
- Nie chcę! - uniosłam głos, upuszczając łyżeczkę.
Nie schyliłam się po nią. Zastygłam w bezruchu, patrząc prosto w jego tęczówki.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Nie chcę, żebyś mnie dotykał. Nie wyobrażam sobie dalszego życia u twojego boku i tak. Jestem pewna tego co mówię, Dean. Po prostu się męczę.. rozumiesz? Za dużo przeszłam, by teraz z powrotem z tobą być. Nie umiem.. - te słowa wystrzeliły z moich ust w jednej chwili.
Chyba nie muszę mówić, jak zapewne się wtedy czuł?
Jak ja się czułam?
Z jednej strony ulżyło mi. Z drugiej zaś, czułam, że źle zrobiłam. Czułam, że potrzebowałam jeszcze trochę czasu.
Jego dłonie powoli zaciskały się w pięść. Usta delikatnie rozchylił, jakby chciał zapytać 'dlaczego?'. Spojrzałam w jego oczy. Zaszklone tęczówki zdradzały jak bardzo go te słowa zabolały.
- Dean.. Przepraszam - wyszeptałam cicho, chcąc położyć dłoń na jego ręce.
Chłopak nic już nie powiedział. Energicznie wstał, nałożył na siebie kurtkę i wyszedł, trzaskając drzwiami.
W tym samym momencie dałam upust emocjom i rozpłakałam się jak małe dziecko, chowając twarz w dłonie. Szlochałam jak głupia, żałując wypowiedzianych słów.
A może kiedyś mu przejdzie? Może jeszcze będziemy przyjaciółmi?
Nie wiem ile tak siedziałam. Nie wiem ile wylałam łez.
Zerwałam się na równe nogi, kiedy usłyszałam głośny dźwięk syren karetki.
Spojrzałam za okno.
To, co zauważyłam wstrząsnęło mną nie na żarty. Na ulicy zrobił się korek, po środku zaś, stała grupa ludzi, otaczających kogoś.
Pełna złych przeczuć wybiegłam z restauracji, nie wkładając na siebie nawet płaszcza.
Czas jakby zwolnił dla mnie swoje tempo. Wydawać się mogło, że minęła wieczność, kiedy tam dotarłam. Przepchałam się przez tłum ludzi, mówiących coś w obcym języku. Spojrzałam na ciało, leżące na ziemi.
Dean.. Leżał tam... W kałuży krwi. Kucnęłam obok, dotykając jego - w ciągu dalszym - mokrego od łez policzka. Oczy miał otwarte, ale nieruchome. Usta delikatnie rozchylone, a z tyłu głowy leciała krew. Powędrowałam tam ręką, całkiem oniemiała. Patrzyłam na ciało i nie mogłam uwierzyć. W duchu, modliłam się tylko, by to nie była prawda.
W jednej chwili cały świat przestał dla mnie istnieć. Położyłam głowę na jego torsie. W tym samym momencie zrozumiałam, że jakiś czas temu wstrzymałam oddech. Nie oddychałam przez cały ten czas. Moje serce jakby na chwilę przestało bić. Z oczu łzy leciały mimowolnie. W pewnej chwili z moich ust wydobył się niemy krzyk. Leżałam obok niego, trzymając głowę na jego klatce piersiowej, która już w ogóle się nie unosiła. Płakałam. Umierałam razem z nim.
- Nie zostawiaj mnie.. - wyszeptałam cicho, nie mogąc przestać zapanować nad emocjami. Wstałam i zaczęłam nim trząść. - Przepraszam! Kłamałam... Kocham cię! Dean! Proszę, wróć! - wpadłam w szał.
Krzyczałam jak opętana, dotykając jego ciała.
Kiedy już doszło do mnie, że mój wysiłek jest na marne, ponownie położyłam się obok niego. Nie wiem, czy to cholerna bezsilność. Wiem, że gdybym mogła cofnąć czas.. Na pewno postąpiłabym całkiem inaczej.
- Kocham cię.. - wyszeptałam cicho, delikatnie jeżdżąc dłonią po jego torsie.
- To prowadź - zdobyłam się na lekki uśmiech.
Najwidoczniej wziął to zbyt do siebie, ponieważ kiedy ruszyłam za nim, ten splótł nasze palce razem.
Niechęć do niego od razu powróciła. Nie wiedziałam co mam zrobić, by w jakikolwiek sposób go nie zranić. Przecież nie mogłam powiedzieć, że to już nie to samo. Właśnie. Dokładnie to czułam. To już nie było to samo. Zmieniłam się, on również się zmienił. W ogóle ten świat jakby poszarzał. Już nie cieszę się na każdy nowy dzień. Marzę tylko o świętym spokoju i samotności.
KLIK (włącz)
W końcu, po dziesięciu minutach doszliśmy do centrum, gdzie naprawdę był niezły ruch, jeśli chodzi o ulicę. Kawiarnia za to stała w budynku przy drodze. Chłopak nie zastanawiając się ani chwili dłużej otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Po chwili pojawił się ni stąd, ni zowąd wysoki brunet, robiący za kelnera. Zaprowadził nas do stolika pod dużym oknem. Cóż... Myślałam, że przez ten harmider na zewnątrz, nie będzie można się tutaj skupić, a było wręcz przeciwnie. Cisza powoli działała na nerwy.
- To może na początek lampka wina? - Dean przyjrzał mi się z uwagą.
Kiwnęłam głową przytakując mu, po czym wbiłam wzrok w szybę, przyglądając się temu co się działo na zewnątrz.
- A coś do jedzenia? - dodał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Nie jestem głodna - odparłam cicho.
Zrobił zdezorientowaną minę, ale i tak zamówił dla dwóch osób, według swojego uznania.
Przez pięć minut siedzieliśmy w ogóle się do siebie nie odzywając. Dopiero po chwili, gdy kelner przyniósł zamówienie, Dean spojrzał na mnie.
- Mam nadzieję, że ci będzie smakować. Gazpacho z tortillą, może być? - przyjrzał mi się uważnie.
Przez cały ten czas nie odrywałam od niego wzroku. Jego oczy zdradzały jedno. Zdezorientowanie.
- Savannah.. Koniec tego, powiedz mi, co jest nie tak? - zaczął, unosząc głos.
Szybko wbiłam wzrok w jedzenie, złapałam za łyżkę i zaczęłam nią grzebać w talerzu. Kolacja nagle zrobiła się ciekawsza od rozmowy.
- Nic nie zdziałamy, jeśli dalej się tak będziesz zachowywać.. - kontynuował już o kilka stopni ciszej.
Z mojej strony ponowny brak odpowiedzi. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Nie wiedziałam co czuję.
- Rozumiem, że ciszą próbujesz załatwić wszystkie swoje kłopoty, ale zrozum, tak się nie da. Prędzej czy później będziesz musiała ze mną porozmawiać, a wolę, by było to prędzej, bo kto wie, co może się stać kiedyś tam.. - westchnął, a ja zauważyłam, że zaczyna się już denerwować.
- Nie chcę! - uniosłam głos, upuszczając łyżeczkę.
Nie schyliłam się po nią. Zastygłam w bezruchu, patrząc prosto w jego tęczówki.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Nie chcę, żebyś mnie dotykał. Nie wyobrażam sobie dalszego życia u twojego boku i tak. Jestem pewna tego co mówię, Dean. Po prostu się męczę.. rozumiesz? Za dużo przeszłam, by teraz z powrotem z tobą być. Nie umiem.. - te słowa wystrzeliły z moich ust w jednej chwili.
Chyba nie muszę mówić, jak zapewne się wtedy czuł?
Jak ja się czułam?
Z jednej strony ulżyło mi. Z drugiej zaś, czułam, że źle zrobiłam. Czułam, że potrzebowałam jeszcze trochę czasu.
Jego dłonie powoli zaciskały się w pięść. Usta delikatnie rozchylił, jakby chciał zapytać 'dlaczego?'. Spojrzałam w jego oczy. Zaszklone tęczówki zdradzały jak bardzo go te słowa zabolały.
- Dean.. Przepraszam - wyszeptałam cicho, chcąc położyć dłoń na jego ręce.
Chłopak nic już nie powiedział. Energicznie wstał, nałożył na siebie kurtkę i wyszedł, trzaskając drzwiami.
W tym samym momencie dałam upust emocjom i rozpłakałam się jak małe dziecko, chowając twarz w dłonie. Szlochałam jak głupia, żałując wypowiedzianych słów.
A może kiedyś mu przejdzie? Może jeszcze będziemy przyjaciółmi?
Nie wiem ile tak siedziałam. Nie wiem ile wylałam łez.
Zerwałam się na równe nogi, kiedy usłyszałam głośny dźwięk syren karetki.
Spojrzałam za okno.
To, co zauważyłam wstrząsnęło mną nie na żarty. Na ulicy zrobił się korek, po środku zaś, stała grupa ludzi, otaczających kogoś.
Pełna złych przeczuć wybiegłam z restauracji, nie wkładając na siebie nawet płaszcza.
Czas jakby zwolnił dla mnie swoje tempo. Wydawać się mogło, że minęła wieczność, kiedy tam dotarłam. Przepchałam się przez tłum ludzi, mówiących coś w obcym języku. Spojrzałam na ciało, leżące na ziemi.
Dean.. Leżał tam... W kałuży krwi. Kucnęłam obok, dotykając jego - w ciągu dalszym - mokrego od łez policzka. Oczy miał otwarte, ale nieruchome. Usta delikatnie rozchylone, a z tyłu głowy leciała krew. Powędrowałam tam ręką, całkiem oniemiała. Patrzyłam na ciało i nie mogłam uwierzyć. W duchu, modliłam się tylko, by to nie była prawda.
W jednej chwili cały świat przestał dla mnie istnieć. Położyłam głowę na jego torsie. W tym samym momencie zrozumiałam, że jakiś czas temu wstrzymałam oddech. Nie oddychałam przez cały ten czas. Moje serce jakby na chwilę przestało bić. Z oczu łzy leciały mimowolnie. W pewnej chwili z moich ust wydobył się niemy krzyk. Leżałam obok niego, trzymając głowę na jego klatce piersiowej, która już w ogóle się nie unosiła. Płakałam. Umierałam razem z nim.
- Nie zostawiaj mnie.. - wyszeptałam cicho, nie mogąc przestać zapanować nad emocjami. Wstałam i zaczęłam nim trząść. - Przepraszam! Kłamałam... Kocham cię! Dean! Proszę, wróć! - wpadłam w szał.
Krzyczałam jak opętana, dotykając jego ciała.
Kiedy już doszło do mnie, że mój wysiłek jest na marne, ponownie położyłam się obok niego. Nie wiem, czy to cholerna bezsilność. Wiem, że gdybym mogła cofnąć czas.. Na pewno postąpiłabym całkiem inaczej.
- Kocham cię.. - wyszeptałam cicho, delikatnie jeżdżąc dłonią po jego torsie.
jeszcze tylko epilog.
przepraszam.. <3
podpisano: crazydream
Subskrybuj:
Posty (Atom)