czwartek, 28 kwietnia 2011

Rozdział dziewiąty.

 Rozdział pisany przy piosence: 

Dochodziła godzina jedenasta rano. Leżałam na łóżku, obok leżał telefon, czekałam na wiadomość od Kamila. Tak, okazało się, że nie przyjedzie po tym miesiącu, o którym tyle mówił. Wyjeżdża za granicę, ma robić karierę nie tylko gitarzysty, ale także wokalisty. Dostrzegł go jakiś ziomek, który zajmuje się między innymi promowaniem takich nastolatków jak Kamil. Po jego wyjeździe do innego miasta minęły dwa tygodnie, więc teoretycznie powinien w Warszawie być już za niecałe kolejne dwa tygodnie. Jednak los postąpił inaczej, będzie się spełniał zawodowo, gdzie? W samym LA. Czekałam na telefon, który mógł odmienić jego i przyznam, że moje życie. Wiadomość miała mieć odpowiedź, na ile wyjeżdża do Los Angeles. Jego życie, w sensie, że albo zostanie tam na stałe, albo wyjedzie na parę miesięcy. Moje? Mogę stracić ważną osobę w swoim życiu, albo może być tak, że stracę go, ale na chwilę. Usłyszałam dźwięk telefonu. Zerwałam się na równe nogi, podniosłam telefon z łóżka, odebrałam. - Ile?! - prawie krzyknęłam do słuchawki. - No, a więc... - zaczął jak zwykle swoje filozofie. - Mów! - krzyknęłam. Ale nie doczekałam odpowiedzi. Usłyszałam głos mamy, dochodził z dołu. - Co?! - krzyknęłam, ale tym razem w stronę drzwi. - Zaczekaj moment, mama mnie woła. Chwila, nigdzie nie odchodź! - powiedziałam do telefonu, położyłam go na łóżku i zbiegłam na dół. - Otwórz drzwi. - powiedziała uśmiechając się, jednocześnie wpychając sobie do buzi kolejną zapewne garść chipsów. - O ja cież pierdzielę! - złapałam się za głowę, zostawiając to bez odpowiedzi , wróciła do oglądania telewizji. - I tylko po to mnie zawołałaś ?! - dodałam ponownie. Z pewnością, że to Michał otworzyłam na oścież drzwi, nie patrząc kto za nimi stoi. Chciałam wbiec do góry po schodach, ale mój wzrok przykuły otwarte drzwi i stojąca w nich osoba. - Osz ty w dupę !! - krzyknęłam, po czym rzuciłam się do drzwi biegiem. - Co ty tutaj robisz?! - zaczęłam krzyczeć, rzuciłam się na gościa, zaczęłam go przytulać. Tak, to był Kamil. - Przyjechałem tylko na chwilę. - powiedział obojętnie. Stanęłam jak wryta. - Potrafisz wszystko zepsuć. - skrzywiłam się, ale zaczęłam ponownie go do siebie przytulać. - Musimy porozmawiać. - nie lubiłam akurat tego tonu. - Chodźmy na spacer, może, co? - spojrzałam na niego, nie czekając na odpowiedź założyłam buty, złapałam za sweter i wyszliśmy. - Zmieniłaś się, masz nową fryzurę? Ciuchy? Oo, i nawet inaczej się malujesz! - zaśmiał się cicho. - Ee tam, to tylko wygląd. A z drugiej strony, to długo na mnie musiałeś patrzeć, aby dojść do tych wniosków? - zaśmiałam się. - Dobra, przejdźmy do rzeczy. Wyjeżdżam, nie? Do LA. - spojrzał na mnie. - Wyjeżdżasz? Ale... myślałam, że ... - miałam nadzieję, że przyjechał, że wrócił tutaj, do Warszawy. - No właśnie, w tym problem, przyjechałem osobiście ci powiedzieć na ile... - nie patrzył mi w oczy, lecz odwrócił głowę. - Ile? - głos zaczął mi się łamać. Poczułam na policzku łzę, spodziewałam się najgorszego. - Na stałe... - powiedział cicho, prawie niesłyszalnie. Przysiadłam na ławce. Usiadł obok, patrząc na mnie. Schowałam twarz w dłonie i powtórnie zaczęłam szlochać, podobnie jak dwa tygodnie temu, przez ten czas zdążyłam się ogarnąć, poukładać wszystko, a teraz znowu mam przeżywać to samo? Znowu rozłąka? Niestety tym razem na zawsze... -Powiedz coś. - szturchnął mnie lekko. - Zostawisz mnie tutaj tak samą? - spojrzałam na niego z zaczerwienionymi oczami. - Masz mamę, brata, tatę, babcię, Alana i resztę ekipy. - powiedział lekko uśmiechając się. - No tak, racja! Przecież zapomniałam o innych, przecież mam tylu wspaniałych ludzi obok siebie, jedź sobie, jedź! Nie potrzebuję przyjaciół, najzwyczajniej wszyscy mają mnie w dupie, wszyscy! - krzyknęłam do niego, wstałam i zaczęłam biec, biec ile sił w nogach, tak aby tylko mnie nie dogonił, aby nie zobaczył jak gorzko płaczę. Może i byłam samolubna, że tak się zachowałam, ale on był najważniejszy, nigdy nie spieprzyłabym przyjaźni, przez karierę, przecież może robić ją w Polsce. - Jednak jestem samolubna... - pomyślałam głośno. Zatrzymałam się, usiadłam na ławce, spojrzałam w dal. - Głupia, głupia, głupia... - zaczęłam walić się w czoło. Doszłam do wniosku, że zachowałam się jak małolata. Powinnam podtrzymać go na duchu, że wszystko będzie dobrze, a zamiast tego zaczęłam na niego wrzeszczeć... Wstałam z ławki, podjęłam decyzję... Najprawdopodobniej najlepszą z możliwych. Ruszyłam w przeciwną stronę. - Przepraszam... - wyszeptałam cicho stojąc nad chłopakiem, który siedział na ławce. Kamil wstał i przytulił mnie z całych sił. - To ja przepraszam. Nie pojadę.. - wyszeptał mi cicho do ucha, po czym lekko musnął moje usta. Stałam jak wryta, patrzyłam na niego, nie mogąc uwierzyć co powiedział i co zrobił. - Proszę, nie... - zdołałam tylko cicho wyszeptać. - Nie zostawię cię, rozumiesz? - spojrzał mi w oczy. - Teraz nie chodzi mi o to. - wbiłam wzrok w ziemię. - Nie chcę zepsuć tego co jest między nami, rozumiesz? Nie chcę spieprzyć tej przyjaźni, jest mi tak dobrze jak jest. Proszę, spełniaj się zawodowo, dam sobie radę. - wróciłam wzrokiem na jego rozjaśnioną przez słońce twarz. - Tak, przepraszam. Tak będzie najlepiej, przyjaciele... - powiedział przytulając mnie do siebie. Czułam coś do niego, to coś nie było zwykłe coś, to było coś wielkiego, mogła to być miłość, ale ja naprawdę nie chciałam żebyśmy zepsuli to co jest teraz... Po prostu, boję się angażować. - Na pewno dasz sobie radę beze mnie? - spojrzał na mnie, po raz kolejny dzisiaj. - Tak, jedź. Ale nie zapomnij o mnie, okej? - zaśmiałam się cicho, było mi niezręcznie po tym pocałunku... Jemu zapewne też. - Za późno, już zapomniałem. - zaśmiał się cicho, wystawił mi język. - A weź się weź. - zaśmialiśmy się oboje. - Dobra koniec tego, idziemy. - załapał mnie w talii i ruszyliśmy w stronę domu. - Kiedy wyjeżdżasz? - spojrzałam na niego. - Zaraz. - powiedział krótko. - Aha. - dodałam obojętnie. Kiedy dochodziliśmy zobaczyłam to samo auto, co dwa tygodnie temu, przy którym żegnałam się z Kamilem. - I znowu nadszedł czas żegnania się... - powiedziałam cicho, gdy już staliśmy pod moim domem. - Nienawidzę tego. - powiedział krzywiąc się, zaraz po tym dostrzegłam na jego policzku łzę. - Ty płaczesz? - zachichotałam cicho. - Powtórka z ostatniego pożegnania? - zaśmiał się. Rzuciłam się mu na szyję, zaczęłam po raz kolejny płakać. Nie miał być to miesiąc, ale zawsze. Zawsze z krótkimi przerwami. Raz na ruskie 6 miesięcy przyjedzie, spooko! - Nie zapomnij o mnie. - wyszeptał mi cicho do ucha, ja zaczęłam coraz to bardziej, głośniej płakać i śmiać się ... - To chyba ty prędzej o mnie zapomnisz. - zaśmiałam się cicho. - Jasne, nigdy o tobie nie zapomnę, rozumiesz? - złapał mnie za podbródek i  podniósł lekko do góry tak aby spojrzeć mi w oczy. - Rozumiem. - uśmiechnęłam się lekko i tym razem to ja pocałowałam go w usta, tak dziwne, wiem... - A czy dopiero przed chwilą nie usłyszałem od ciebie, że niczego  poza przyjaźnią nie chcesz? - zaśmiał się cichutko. - Możliwe, ale musiałam to zrobić, abyś nie myślał, że nic a nic do ciebie nie czuję. - powiedziałam szybko, bez zastanowienia. Otworzył szeroko oczy. - Ale, że nie! Nie powiedziałam tego! Nic nie mówiłam, to bez namysłu było palnięcie na raz! Nic a nic nie mówiłam, no! - zaczęłam tłumaczyć się jeszcze szybciej. Wybuchnął śmiechem pomimo tego, że przed chwilą jeszcze płakaliśmy oboje. - Dobra, niczego nie było. - powiedział. - Taa, nic a nic. - wymamrotałam. Po chwili namysłu dodał. - Zachowujemy się jak dzieci... - wyszeptał po raz kolejny dzisiaj. - Masz rację. - spojrzałam na niego. - Powinnyśmy porozmawiać szczerze. Przyjaciele tak się nie żegnają. - uśmiechnął się do mnie. - A więc okej. Szczerość za szczerość. I nie ma owijania w bawełnę, prosto z mostu, okej? - powiedziałam, zaraz po tym żałowałam... - A więc ja zaczynam. - spojrzał na mnie. - Czujesz coś do mnie? - widać było, że denerwuje się tak jak i ja. - Oprócz przyjaźni... - dodał cicho. - Nie ma to i tak żadnego znaczenia, wyjeżdżasz, znajdziesz tam swoich nowych przyjaciół kto wie, dziewczynę. Ja zostanę tutaj i kto wie, może znajdę swojego księcia, nie będę przecież czekać na ciebie wieczność. - spojrzałam na niego. - Czyli czujesz coś do mnie czy nie ? - powiedział. - Jezus! Człowieku, przecież ci daję w połowie do zrozumienia, że tak. - uśmiechnęłam się lekko, odpowiedział na mój uśmiech uśmiechem. - A ty, czujesz coś do mnie? - wyszeptałam cicho. - Kto wie? Kto wie? - zaśmiał się cicho. - Dobra, i tak nie ma to żadnego znaczenia. Udajmy, że nie było tej rozmowy, dobra? - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. - Tak się nie da, ale w połowie cię rozumiem. - powiedział cicho. - Dobra, chyba musisz już jechać... - uśmiechnęłam się lekko, poczułam na policzku łzę, znowu. - Tak, będę tęsknił. - uśmiechnął się lekko. Wtuliłam twarz w jego tors, poczułam woń jego perfum. Zrobiło mi się nie miło myśląc, że już niedługo znowu obudzę się samotna, mój dzień będzie wyglądał tak jak inne, nudny. Nie będzie w nim Kamila, w prawie żadnym dniu nie będzie Kamila, będzie tylko telefon z Kamilem, skype z Kamilem. Tylko tyle. Po woli puszczałam jego dłoń, wyszeptałam cicho słowa: - Kocham Cię ... - usłyszał. Uśmiechnął się i powiedział: - Ja ciebie też... - mimo spływających łez po policzku, uśmiechnęłam się do niego ciepło, aby wiedział, że dam sobie radę. Kiedy już samochód wjechał w najbliższy zakręt weszłam do domu, zjadłam obiad, po posiłku położyłam się na kanapie i puściłam tv. Jak zwykle komentując przy tym: - Ale nudy w tej telewizji!


ponownie brak weny. 
pisałam, usuwałam, myślałam, dodałam:D 
Zmieniałam ten rozdział dziesięć tysięcy razy, raz mi się usunął, wnerw niezły, a z resztą to sama kombinowałam jak i co. Więc mam nadzieję, że poszłam tą lepszą drogą i wam się spodoba.




  *      *  
 *

konto na moblo : 
 potrzebujesz opisu? - link powyżej (:

konto na formspringu:
jeżeli macie jakieś pytania to pytajcie, chętnie odpowiem.

17 komentarzy:

  1. Suuper ! ♥ czekam na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyjechał :( Mega smutno mi się zrobiło .

    love it <3

    OdpowiedzUsuń
  3. oczywiście, że się podoba.
    wyjechał no! szkoda...
    opowiadanie jak zawsze świetne : ***

    OdpowiedzUsuń
  4. opowiadanie genialne ! < 3 bardzo mi się podoba ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. możesz zdradzic czy będą ze sobą? i czy może wróci na stałe do Warszawy? :*
    świetne!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurde strasznie mi się podoba :) Oni powinni być razem a karierę powinien robić w Polsce :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne,świetne,świetne!!! Bardzo mi się podoba. Weszłam kilka dni temu pierwszy raz na Twojego bloga, przeczytałam wszystkie rozdziały i czekałam na ten dziewiąty. Jest świetny!!!! teraz czekam z niecierpliwością na dziesiąty. Twoja wielka fanka ;***

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekam na następny..;)
    zajebiście piszesz..;)
    gratuluję talentu..;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurde ryczałam jak głupia.. ;p ;(
    Opowiadanie świetne! ;*
    Pisz dalej, dalej, dalej!! ;> ;***

    OdpowiedzUsuń
  10. świetne, :)
    czekam na następny ;d

    OdpowiedzUsuń
  11. ty wariatko to jest świetne : *
    aż się popłakałam ,
    tak , tak znowu...
    talenciara : P
    i nie , nie przesadzam hahaha : )

    OdpowiedzUsuń
  12. Kamil musi wrócić i nie ma innej możliwości ;)
    Świetne, pozdrawiam i czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ej no dawaj notkę bo co chwilę wchodzę i sprawdzam! ;**

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak . Dawaj tę następną notkę ;D

    OdpowiedzUsuń
  15. naprawdę cudownie piszesz . :>

    OdpowiedzUsuń
  16. jestem kotem bo każdy czytał to w kwietniu albo na początku maja ale ja nic nie wiedziałam do cholery ! . no nic podoba mi się a to coś bo jestem z reguły wybredna :) trafiłaś w sedno smutne rmansidło nastolatki które rozpogadza się co jakiś czas . większość dziewczyn lubi takie rzeczy więc pewnie pełno ludzi to czyta . powodzenia ci życzę dalej < 3

    OdpowiedzUsuń
  17. cudowne. + słuchanie tej muzyki. no rozryczałam się, no.

    OdpowiedzUsuń