piątek, 9 grudnia 2011

Rozdział 9

Już od ponad pięciu minut siedziałem osłupiony, wbijając wzrok w pomiętą kartkę. Nie mogłem się skupić, po raz dziesiąty chyba czytałem ten sam list.

" Dean 
Myślałam nad tym wszystkim w nocy i doszłam do wniosku, że ten pomysł jednak nie jest zły. Oczywiście, dziękuję ci za to, że załatwiłeś nam nocleg, ale poza tym, nie oczekuję od ciebie nic więcej. Najlepiej będzie, jeśli zapomnimy o całej tej sytuacji, a jeśli ktoś zapyta cię o Savannah, odpowiadaj, że nie wiesz co ze mną. Piszę to na szybko, możliwe, że będziesz musiał czytać parę razy, by w końcu zrozumieć coś z tego. Wniosek? Nie ma mnie, nie było i nigdy już nie będzie. 
Savannah "

Czyli co? Zrobiła to jednak? Uciekła od problemów i poszła dawać dupy każdemu napotkanemu gościowi?
Nie, nigdy w to nie uwierzę. Wbrew pozorom, ta wredna dziewczyna ma serce i wiem, że nie zrobiłaby czegoś takiego. 
- A jeśli? 
Coś nie dawało mi spokoju, coś kazało mi jej szukać. 
Nie, to nie twoja sprawa... 
Tylko ty jej możesz pomóc...
Moje myśli jak na złość akurat teraz wybrały sobie moment do 'bitwy'. Siedziałem tak jeszcze przez parę minut, kiedy w końcu doszedłem do wniosku, że jednak nie będę mieszał się w jej sprawy i dam jej spokój. W końcu niedługo kończy 18 lat, wie co robi.
- Dean, mogę wejść? - usłyszałem głos Wiktorii.
A właśnie, Wiktoria - była najlepszą przyjaciółką mojej mamy. Zawsze można było na nią liczyć. Po śmierci matki dalej utrzymuję z nią kontakt, wiele mi w życiu pomogła.
- Jasne - posłałem jej uśmiech.
Kobieta usiadła obok mnie i położyła mi dłoń na ramieniu.
- Co się dzieję? Kim jest ta dziewczyna?
- Koleżanka, miała problem, musiałem jej jakoś pomóc - spojrzałem na nią zmęczonym wzrokiem.
Nie pytała już dalej. Wiedziała, że problemy jeszcze jednej osoby, wykańczają człowieka.
- Może zostaniecie na noc? Jutro rano odwieziesz Emily do przedszkola, a sam pójdziesz do szkoły?
- Dziękuję - uśmiechnąłem się do niej, co odwzajemniła.
Lubiłem Wiktorię, potrafiła pomóc, gdy byłem w potrzebie.
- Dobra, idź się połóż, bo wyglądasz kiepsko - zaśmiała się cicho.
Wyszła, zrobiłem co kazała, miała rację, byłem zmęczony i jedyne czego teraz potrzebowałem, to snu.

- Chyba tego nie zrobisz? - Oliwer już od dłuższego czasu patrzył na mnie jak na jakąś kosmitkę. Tak, opowiedziałam mu, o swoim planie na bliższą przyszłość. I niestety, nie obeszło się od spowiedzi o całym życiu.... Chyba ostatnio za często to robię. - Nie możesz, nie pozwolę ci! 
- Nie mam innego wyjścia. 
- Jasne, że masz. Jednak zgodzę się z tym Deanem, nie pasuje to do ciebie, nie i koniec! - krzyknął w moją stronę. Wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
- Uspokój się, Oliwer! To jest moje życie i nie powinieneś się do niego wtrącać - skrzywiłam się w jego stronę.
- Ej, jesteś moją przyjaciółką, mam takie prawo! - nie obniżał głosu, nie znałam go od tej strony. Gdzie jest ten Oliwer, który bał się wszystkiego i wszystkich? Gdzie mój mało mężny gej?! 
- Dobra, luz. Jeśli nie to, to powiedz mi proszę, co ja mam robić? - poddałam się, ciągnąc go w swoją stronę, by się trochę uspokoił.
- Jak na razie pomieszkasz u mnie. Moi rodzice cię lubią, więc nie ma problemu - uśmiechnął się lekko. Oho, mój przyjaciel wrócił!
- Dziękuję - wtuliłam się w niego. Nie wiedziałam, że mam u niego takie wsparcie... Może Dean miał rację? Przyjaciele pomogliby mi, gdybym im tylko zaufała...
- Spoko, kiedyś się odwdzięczysz - zaśmiał się cicho. - A teraz wstawaj, trzeba jechać do ciebie po jakieś ciuchy.

uu, krótki, wiedziałam, że taki wyjdzie :))
przepraszam, ale z powodu braku czasu i weny tak troszkę, inaczej się nie dało.
obiecuję, że kolejny będzie dłuuugi, ale nie wiem kiedy :* 
postaram się jak najszybciej, ten też taki dodany na szybkiego, 
bo obiecałam paru osobom, że do soboty będzie;p
jutro będzie mały melanżyk, więc nie miałabym czasu : c 
dobra, koniec pisania, miłego komentowania ;* 

podpisano: crazydream

6 komentarzy: