środa, 4 kwietnia 2012

Rozdział 29

Oczami Savannah:
Leżałam na zimnej posadzce, puki do moich uszu nie dobiegł rozlegający się na dole dźwięk dzwonka do drzwi. Powróciłam do pozycji siedzącej i wytarłam mokre od łez policzki. Nie musiałam czekać długo, aż Paweł wbiegnie do mojego pokoju jak torpeda, a chwilę później będzie mnie tulił do siebie jak malutkie dziecko. Byłam mu za to wdzięczna, że mogłam płakać, a on nic nie mówił, tylko pokazywał, że mam na kogo liczyć. Właśnie takie momenty mogłabym zaliczyć do tych, za które jestem mu wdzięczna. Nie gada mi nad uchem puste słowa 'będzie dobrze', tylko w ogóle się nie odzywa.
Kiedy już się uspokoiłam, ten podniósł mój podbródek, bym spojrzała mu w oczy.
- A teraz powiedz co się stało - zaczął wolno.
Nie odpowiedziałam. Podałam mu pomiętą już kartkę, na której Dean nie dawno zapisywał swoje wypociny, na widok których ja teraz płaczę.
Chłopak obejmując mnie dalej, czytał powoli ze zrozumieniem co jest tam napisane. Najprawdopodobniej tak samo jak ja, czytał parę razy by w końcu zrozumieć o co tak naprawdę chodzi.
- Ty chyba nie myślisz, że on tak z własnej woli napisał? - chłopak odezwał się ironicznie, po czym zaśmiał się.
- Nie musisz mnie pocieszać, wiem dobrze co to oznacza... Oznacza to, że nie kochał mnie... Zostawił najzwyczajniej w życiu - odpowiedziałam cicho, a chwilę później do moich oczu znowu napłynęły łzy.
Chłopak patrzył na mnie z nie do wierzeniem. Pokazał mi po raz kolejny kartkę i przeczytał raz jeszcze, ale tym razem na głos.
- Czy ty naprawdę jesteś tak głupia? Myślisz, że napisał to sam? Przecież jeszcze wczorajszej nocy miał łzy w oczach, kiedy dowiedział się, co zrobiła ta Nina, a dzisiaj co? Miałby cię zostawiać? - zaśmiał się po raz kolejny.
- Dzięki wielkie. Pocieszenie jak każde inne, nie ma co... - skrzywiłam się w jego stronę.
- Boże, Savannah... Zrozum, ścigała go mafia, sam chciał się im wystawić, a ty myślisz, że cię zostawił? - w ciągu dalszym patrzył na mnie, tłumacząc mi powoli. Czy ja jestem upośledzona? - No, może w pewnym sensie cię zostawił, ale to dla twojego dobra, rozumiesz?
Potrzebowałam kilku chwil, by poukładać sobie wszystko w głowie. Od początku, by mi się zgadzało.
- Że co? Chciał im się wystawić? Dlaczego mi nie powiedział? Dlaczego ty mi nie powiedziałeś? Jak mogliście?! - uniosłam głos, a moje oczy zaszkliły się. - Boże, jaka ja jestem głupia.. - zamknęłam sobie dłonią usta. - Czemu się wcześniej nie domyśliłam?
Patrzyłam na chłopaka przerażona. Więc Dean wcale mnie nie zostawił... Ale jeśli coś mu zrobią? Co jeśli jemu jak i Emily coś grozi? Nigdy sobie nie wybaczę, jeśli coś im się stanie.
- Wiesz gdzie to jest? Przecież ja muszę tam jechać! - wstałam i już miałam zamiar się przebierać, by razem z Pawłem za chwilę wyjść.
- Chyba jesteś chora. Nie pojedziemy tam, nawet nie wiem gdzie to jest... Usiądź, on da mi jakiś znak, jak jest i w ogóle. Jak na razie musimy czekać - uspokoił mnie, po czym posadził na łóżku.
- Myślisz, że teraz będę tak bezczynnie siedziała tutaj, wiedząc, że Deanowi i jego siostrze może coś grozić? - zaśmiałam się ironicznie.
Paweł spojrzał na mnie, jakby nad czymś się zastanawiał. Miałam nadzieję, że zaraz się zgodzi..
- Savannah, ja wiem, że to trudne, ale zaufaj mi. Ja mam z nim kontakt, jak na razie nic mu nie grozi. Dobrze zrobił, że to on do nich zadzwonił.. - urwał, patrząc na mnie proszącym wzrokiem.
- Właśnie, dlaczego ja nic nie wiem o tym? Możesz mi opowiedzieć od początku? - patrzyłam na niego, by tylko coś wywnioskować z jego miny.
- Dean przez ostatnie tygodnie zastanawiał się co zrobić, by dilerzy nie zaszkodzili tobie. Wymyślał różne strategie, byś była bezpieczna. W końcu wpadł na pomysł, by samemu przejąć inicjatywę w tym i sam się wystawił... Planował to od dawna, wszystko, to, że twoja mama odwiezie Emily do przedszkola, on szybko w międzyczasie spakuje siebie i ją, pojedzie po małą, odwiezie do Wiktorii, a sam do tego miejsca, w którym ta mafia ma swoją 'bazę'...
Teraz właśnie uświadomiłam sobie, dlaczego Dean był taki kochany jak i dla mnie i Emily. Chciał spędzić te chwile, które mogłyby być nawet ostatnimi w naszym gronie, szczęśliwie. Tylko, że jak zwykle ja musiałam wszystko spieprzyć. Dokładnie mówię o swoich humorkach...
I jeszcze to, że chciał mnie ochraniać... Nie mogłam w to uwierzyć... Wiedział, że może coś mu się stać, ale i tak chciał bronić swoich (czyt. siostra i Savannah).
Siedziałam na łóżku jak zahipnotyzowana, przypominając sobie wszystkie chwile z Deanem.
- A jeśli go już nie zobaczę? - spojrzałam przestraszona na Pawła. - Co, jeśli oni mu coś zrobią?
- Nic mu nie zrobią, rozumiesz? Znam tych kolesi, oni tylko wtedy brudzą sobie rączki, jak sprawa jest ostra, a w takim przypadku? Chłopakowi, który sam się im wystawił? Co najwyżej, posiedzi u nich parę miesięcy, będzie dla nich przewoził narkotyki, a później wyrzucą go i dadzą mu święty spokój, bo swój dług już spłacił.
Czyli co? Możliwe, że nie zobaczę go przez kilka miesięcy? A co w tym czasie z Emily? Przecież będzie się martwiła o brata...
- A Emily? Będzie u Wiktorii siedziała tyle czasu? - spojrzałam na Pawła po raz kolejny dzisiaj, by cokolwiek mi wytłumaczył. Czułam się jak niedorozwinięte dziecko, któremu każdy szczegół trzeba bardzo dokładnie omówić.
- Przecież możesz się z nią widywać... Poza tym, Dean powiedział Wiktorii, że wyjeżdża na kilka miesięcy za granicę, a więc mała jest bezpieczna - posłał mi lekki uśmiech, którego nie mogłam odwzajemnić.
- Obiecaj, że nic mu się nie stanie.. - przytuliłam się do niego, po czym cicho zaszlochałam.
Chłopak pogłaskał mnie po głowie i wymruczał cicho pod nosem ' obiecuję '.
- Okej, a teraz idź się wykąp i połóż się spać, bo nie za dobrze wyglądasz.
- Tak, dzięki wielkie - pocałowałam go w policzek, a chwilę później on zniknął za brązowymi drzwiami.
Niewiele myśląc, wstałam i ukryłam się w łazience, gdzie wzięłam długą i gorącą kąpiel. Przebrałam się w dresy i położyłam się do łóżka, przed tym jednak włożyłam pod poduszkę list od Deana.
Nie minął nawet kwadrans, kiedy to już byłam w krainie Morfeusza.


Oczami Deana:
Przymrużyłem oczy, na które padało właśnie jasne światło. Przetarłem je, a w tym samym czasie drzwi, które były jeszcze przed chwilą otwarte, zamknęły się. Teraz pomieszczenie oświetlało małe okienko, znajdujące się pod sufitem. 
Udało mi się zobaczyć gdzie jestem, jak i przypomnieć, co się stało... Zacząłem po omacku szukać drugiej osoby, którą była moja mała siostra. Nie było jej. Walnąłem pięścią w drzwi, po czym ześlizgnąłem się po nich, by jeszcze raz, obejrzeć pomieszczenie, z innej tym razem perspektywy.
Ściany były odrapane, samo to miejsce było małe, a na dodatek strasznie śmierdziało.. W tej chwili żałowałem, że byłem aż tak głupi, myśląc, że uda mi się coś samemu zadziałać w tej sprawie. I jeszcze Emily.. Gdzie ona mogła się znajdować? A jeśli coś jej zrobią?
Miałem ją odwieźć do Wiktorii, jak planowałem... Niestety, mafia dowiedziała się, że mam zamiar im się wystawić, uprzedzili mnie i zgarnęli spod przedszkola razem z Emily...  Nie wybaczę sobie tego, jeśli coś jej się stanie. 
Raz jeszcze uderzyłem w drewniane drzwi. Tym razem, na moje szczęście albo i nie, ktoś je otworzył. 
- Gdzie mała? - spojrzałem zimnym wzrokiem na mężczyznę, który stał na przeciwko. 
- Zamknij się i słuchaj - złapał mnie za szyję, po czym przycisnął do ściany. - Zaraz pójdziesz na spotkanie z szefem, ale uprzedzam, że jeśli coś będziesz kombinował, nigdy nie zobaczysz już swojej siostrzyczki... Rozumiesz? 
Wymawiając ostatnie słowo, prawie, że plunął mi w twarz. Trzymałem pion, nie odważyłem nawet się bronić. Było mi wszystko jedno, czy ośmieszam się, czy traktują mnie jak zwykła szmatę. Po prostu nie mogłem pozwolić na to, by Emily przeze mnie coś się stało. 
- Prowadź - syknąłem przez zaciśnięte zęby, patrząc twardo na faceta. 
- No i to mi się podoba - wyszczerzył swoje krzywe zęby w coś, co przypominało uśmiech, a następnie odwrócił się, wskazując mi, że mam iść przed nim. 
Kroczyliśmy przez zniszczony korytarz, dochodząc do zwykłych, białych drzwi. Wtedy zrozumiałem, że byłem więziony w jakiejś piwnicy.
- Gdzie idziemy? Zobaczę siostrę? - odwróciłem się, kiedy ten mocno mną szarpnął. - Spokojnie, przecież idę.
- Teraz siedź cicho, zaraz zobaczysz - rzucił krótko, po czym dodał. - Ostrzegam, tylko jeden jakiś numer... 
Wypuściłem z ust powietrze, by za chwilę wciągnąć nowe, świeższe. Tym razem wyszliśmy do eleganckiego holu, w którym biały z czarnym wokół mieszały się. Niby bogato wystrojone, ale te kolory? Na pierwszy rzut oka widać było, że hotel należy do mafii..
Po przejściu kilku metrów, stanęliśmy pod drzwiami, które za chwilę miały się otworzyć, a ja po raz kolejny miałem zobaczyć szefa wszystkich ludzi, pracujących tutaj.
Gruby, bo jak się okazało tak nazywali faceta, który po mnie przyszedł, wpuścił mnie do środka, sam stając przed drzwiami, na wszelki wypadek. Spojrzałem na starszego ode mnie i siwiejącego po bokach mężczyznę, pomyślałem, czy on nie ma dzieci? Dlaczego ma tak zimne serce? Czy w ogóle ma uczucia?
- Siadaj - powiedział ostrym tonem, spoglądając w okno.
Zrobiłem to, co kazał. Nie miałem najmniejszej nawet ochoty robić jakichś scenek, musiałem tańczyć tak, jak mi zagrają.
W końcu odwrócił się w moją stronę i usiadł na przeciwko, zapalając przy tym swoje cygaro.
- Poczęstuj się - wystawił w moim kierunku paczkę i zaczął mi machać przed nosem.
- Nie palę takiego gówna - syknąłem cicho.
- Brawo... Stawiasz mi się... Wiesz? W innym przypadku, twoja siostra już by nie żyła... Ale ja zrobię wyjątek. Polubiłem cię, sam się do nas zgłosiłeś, brawo.. Poświęcasz tyle dla swojego jak i siostry życia. Nawet swoją dziewczynę, która i tak pewnie niebawem zapomni o twoim istnieniu.... Chociaż nie - zakończył cicho, zastanawiając się chwilę nad czymś, by zaraz coś dodać. Nie rozumiałem jego słów. - Powiem krótko. Chcę cię mieć w zespole.
Patrzyłem na niego zaskoczony. A więc to tak nazywali swoją grupę przestępców? Zespołem? Gdybym był w innej sytuacji, wybuchnąłbym śmiechem. Ale nie, nie chciałem ryzykować.
- I mam ci wierzyć, że razem z Emily będziemy bezpieczni? - patrzyłem na niego zaciekawiony.
- Dokładnie - zaciągnął się po raz kolejny i wypuścił dym z ust.
- Jaką mam pewność? Jaką mam pewność, że nic nam nie grozi z waszej strony?
Facet chyba był bardzo niecierpliwy... Wstał i podrapał się po głowie.
- Może zaufaj mi? - tym razem wybuchnąłem śmiechem, o dziwo, on ze mną. - Mówię poważnie.
Jego twarz nie wyrażała już żadnych emocji. Stał nieruchomo, jak posąg.
- I co? Mam ci wierzyć, że za to, że nie spłaciłem wam całego długu wy mnie do siebie przyjmujecie i jak gdyby nigdy nic jesteśmy zespołem? Mam dach nad głową, siostrę a na dodatek dziewczynę w mieście? - patrzyłem na niego coraz to bardziej otwierając oczy ze zdziwienia. I tak, byłem zbyt naiwny..
- Ej, chyba źle mnie zrozumiałeś... Czyżbym nie wspominał, że dziewczynę chcę dla siebie? - zaśmiał się na koniec ironicznie, po czym wyszedł z pomieszczenia.



rozdział miał być długi, ale nie chciałam już zaczynać nowego wątku.
i ejjj ! mamy dzisiaj rocznicę : )) boże, nigdy bym nie pomyślała, 
że kiedykolwiek wytrzymam na jednym blogu rok...
ale to dzięki wam, to wasza zasługa i naprawdę jestem wam bardzo wdzięczna.
podziękowania w tzw. bonusie, który pojawi się wieczorem... 
baj; * 

podpisano: crazydream

11 komentarzy:

  1. Świetne! Nie mogę się doczekać dalszej części!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne Twój blog odwiedzam codziennie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. kocham tego bloga ;* ;) Powodzenia w dalszym pisaniu ;* :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje! Kochana jesteś <33 oby jak najdłużej ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Sprawdzam codziennie czy dodałaś nowy. Uwielbiam to jak piszesz. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i ze Dean z siostra wyrwą się z rąk mafii. :) :**

    OdpowiedzUsuń
  6. woo jak już mówiłam zajebiste :d
    czekam z niecierpliwością na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń