niedziela, 12 czerwca 2011

Część II, Rozdział dwudziesty drugi.

Pchnęłam drzwi do swojego nowego pokoju. Był wielki, były w nim dwa, duże okna, pod jednym stało jedno, wielkie łóżko, obok niego szafka nocna. Pod drugim oknem, stało biurko, urok temu pokojowi nadawała szafa z lustrem, która stała na jednej ze ścian. Z pokoju wychodziły dwie pary drzwi, jedne z nich prowadziły do wielkiej garderoby, drugie zaś, do łazienki. Może i dom był piękny, ale nie robił na mnie zbyt dużego wrażenia, nie w tych chwilach, kiedy straciłam dwie bardzo ważne osoby. Michał i tak, Kamil również. Michała nigdy nie zapomnę, nigdy nie zdołam, nigdy nie będę chciała, był, jest i będzie zawsze w moim sercu. Kamil, będę starała się o nim zapomnieć, raz na zawsze... Mam wielką nadzieję, że się uda. Musi... Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi. - Proszę. - spojrzałam w ich stronę. - Kochanie, jak ci się podoba nowy dom? - mama usiadła obok mnie, trzymając za ramię. - Jest piękny, tak... - wymusiłam uśmiech. - Jak myślisz? Poznam tutaj jakieś osoby? - spojrzałam na mamę, która wpatrywała się w podłogę. - Jasne, że tak. - uśmiechnęła się w moją stronę. - Przecież angielski umiesz perfect, wszystko jakoś się ułoży. - uśmiechnęła się, dodając zaraz: - Aha, zapomniałabym. Zatrudniłam gosposię, która zajmie się całym domem, jest Polką, a więc nie będzie trudno się z nią dogadać. Wiesz, że bardzo dużo jest tutaj Polaków? - zaśmiała się cicho mama. - Ta, super. - wyszeptałam cicho, spuszczając wzrok w dół. - Połóż się, jutro pierwszy dzień w nowej szkole, zostaw wszystkie pudła, zajmiesz się nimi kiedyś indziej. - pocałowała mnie w policzek i wyszła z pokoju. Zgasiłam światło, przebrałam się w pidżamę i położyłam do łóżka. Po krótkim czasie rozmyśleń, zasnęłam.
- Julia, Julia obudź się. - usłyszałam głosy jakiejś obcej mi kobiety. - Kim pani jest ? - otworzyłam oczy i wpatrywałam się w starszą kobietę. - Gosposią? - uśmiechnęła się ciepło. - Aha, no tak. Dobrze, już się obudziłam. - posłałam jej sztuczny uśmiech i ześlizgnęłam się z łóżka. Spojrzałam na telefon, godzina wskazywała, że jest jeszcze wcześnie, ale zapewne z moimi ruchami, nie wystarczy mi czasu. Wyciągnęłam z pudła szare leginsy, biały top w czarne paski i szary sweterek, dodałam do tego balerinki koloru szarego i weszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, zrobiłam lekki make-up, czyli podkład i tusz do rzęs i wyprostowałam włosy. Złapałam w rękę torbę, spakowałam do niej potrzebne mi rzeczy i wyszłam z pokoju. - Tutaj masz śniadanie, mama powiedziała, żebyś się nie denerwowała, bo przed domem czeka szofer i on dopilnuje żebyś dojechała do szkoły na czas. - uśmiechnęła się do mnie gosposia. - Szofer? Ale ja nie potrzebuję szofera?! - uniosłam lekko głos. - Przekazuję to co powiedziała twoja mama. Mów do mnie Bożenka. - posłała mi uśmiech. Głupio mi było mówić do imieniu, więc postanowiłam zostać przy pani. Zostawiłam to bez odpowiedzi. Usiadłam przy stole i wzięłam do buzi łyżkę z zawartością mleka z płatkami, ale poddałam się po pierwszej, nie mogłam jeść, nie miałam ochoty. - Nie smakuje? - spojrzała na mnie pani Bożenka. - Nie, nie, jest pyszne, ale ja nie mogę nic przełknąć, przepraszam. - wstałam od stołu, schowałam telefon do torby, słuchawki, złapałam za plecak, pożegnałam się i wyszłam. Na niebie widniało słońce, Stany były jeszcze piękniejsze niż poprzedniego dnia. Przed bramą stał samochód, taki, jakim przeważnie jeżdżą grube ryby, ja nie chciałam by mnie z kimś takim kojarzono, na pierwszą myśl o takich ludziach mam jedno skojarzenie: samolubstwo. Ja nie chciałam by ludzie za kogoś takiego mnie uważali, ale gdy zobaczyłam, że po drugiej strony jakaś dziewczyna wsiada do podobnego auta, nie wahałam się ani chwili dłużej, najwidoczniej tak było w tym mieście, same szychy. Wsiadłam do auta, szofer o nic nie pytając ruszył. Po dziesięciu minutach dojechałam do szkoły. Spojrzałam na zegarek, 8:15 . - Masz zgłosić się do sekretariatu, tam dadzą ci plan szkoły i lekcji. Przyjadę po 15. - spojrzałam na niego. - Wiem co mam robić. - uśmiechnęłam się, wychodząc przy tym. Szofer był młody, więc nie było to pyskowanie. Idąc przez parking, czułam na sobie wzrok każdego, kto tam był. Ciche szepty, pt. ' patrz, to ta nowa ' ( oczywiście po angielsku ).  Weszłam do szkoły, miałam nadzieję, że chociaż tam zaoszczędzą mi tego, ale nie, było jeszcze gorzej, więcej ich, więcej oczu zwróconych ku mnie. Weszłam do sekretariatu, przy blacie stała rudowłosa dziewczyna, na oko zwykła, normalna, ale zmieniłam zdanie, kiedy odwróciła się w moją stronę. Miała ładną twarz, jej grzywka opadała z lekkością na czoło, nie wydawała się być plastikiem, nie. Uśmiechnęła się do mnie, to po tym poznałam, że nie jest wredna, jak to mówią o rudowłosych. Moje myśli rozwiała sekretarka, machając przed nosem planem. - Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niej i wyszłam. - Ty jesteś ta nowa, prawda? - usłyszałam za plecami głos, polski głos. - Ta nowa, to taki mam przydomek? - zaśmiałam się cicho. - Widzę, że też jesteś z Polski. - spojrzałam na dziewczynę. - Tak, mieszkam tutaj od dwóch lat, też byłam kiedyś ' tą nową ', przeszło im szybko. - Miło wiedzieć. - posłałam rudowłosej dziewczynie uśmiech. - Nikola, miło mi. - podała dłoń. - Julia, mi również. - uścisnęłam lekko i razem ruszyłyśmy w stronę klasy. - Która klasa? - spojrzała na mój plan. - I b, a ty? - uśmiechnęłam się. - Też. To pierwsza lekcja razem, biologia. - zaśmiała się melodyjnie. Chwilę później stałam na środku klasy, ysz, nie lubiłam tego, nie lubiłam, kiedy każdy ma zwrócony wzrok ku mnie. Nauczyciel, wychowawca zarazem wydawał się być miłym, uczniowie też niczego sobie, poza dwoma dziewczynami, ale to w każdej klasie zdarzają się ' te najlepsze ' . Lekcje mijały spokojnie, do czasu trzeciej, tzn, przerwy. - Uważaj jak chodzisz, pajacu! - krzyknęłam na chłopaka, przez którego potknęłam się i wylądowałam na podłodze, zresztą, razem z nim. - Zwalaj młoda! - krzyknął, po czym szybkim krokiem odszedł. - Debil. - powiedziałam, po czym złapałam za rękę Nikoli, która pomogła mi wstać. - Powiedzmy, że to na szczęście. A ten chłopak to Chris, tak, największy szkolny przystojniak, wyrywa laski, chyba jego hobby, idiota jednym słowem. - uśmiechnęła się szeroko. - Na takich tylko srać. - skrzywiłam się, przypominając sobie przy tym Mateusza, zrobiło się bardziej niesmacznie. Do końca lekcji zdążyłam poznać ludzi, którzy wydawali się całkiem spoko. W tym Luke, z nim od razu gadałam do rzeczy. Cały dzień spędziłam na mieście, zwiedzając wraz ze znajomymi. Nikola okazała się być świetną koleżanką, Luke, dobrym kolegą. Na pierwszy rzut oka, wszystko było cacy, git majonez. Kiedy wieczorem zostałam sama, siedząc w pokoju, ponownie wracały myśli, robiło się ponuro, ale pocieszałam się tym, że następnego dnia będzie dobrze...
Kolejne dni, jak i zarazem miesiące nie były najlepsze, może Nikola podtrzymywała mnie na duchu, ale nic mi to nie dawało, za bardzo tęskniłam za Kamilem, nie mogłam zapomnieć, nie mogłam przestać go kochać...
tak, wiem, że miałam dodać po zakończeniu,
ale miałam zbyt dużo czasu, prawie nic nie poprawiałam,
bo nie było potrzeby.
dziwny się wydaje, ale posłucham połowy z was. 
piszę ten jeden rozdział jak jej się tam żyje na początku. 
kolejny będzie dwa lata później, miłego czytania ;* 



9 komentarzy:

  1. Super ;DD Przyznaję bez bicia, że jestem fanką tego opowiadania ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwa lata później? Omg, mam nadzieję że przejdzie jej Kamil ... już nie mogę się doczekać !

    OdpowiedzUsuń
  3. podoba mi się : *
    zresztą jak każdy Twój rozdział : )

    OdpowiedzUsuń
  4. niech wróci do Polski i do Kamila :D

    OdpowiedzUsuń
  5. niech wróci do Kamila : )

    OdpowiedzUsuń
  6. Nievh wróci do pilski do kamila albo niech kamil pojedzie do stanów i niexh wrócą do siebie

    OdpowiedzUsuń