niedziela, 10 lipca 2011

Rozdział trzydziesty trzeci.

- Rozumiem. No, cześć. - zakończył po chwili rozmowę patrząc na mnie swoimi przejrzyście brązowymi oczami. - No mów. - pospieszyłam go ruchem dłoni. - Jego stan poprawił się na lepsze, wybudził się. - uśmiechnął się lekko. Bez odpowiedzi, rzuciłam mu się w ramiona. - Ale nie cieszmy się tak szybko, jeszcze musi zostać w szpitalu. - spojrzał na mnie. - Dobra, ważne, że się wybudził, prawda? - uśmiechnęłam się do niego, po czym wtuliłam się mocno w jego tors. - Mówiłam, że przez to przejdzie, potrzebna była nadzieja, nic więcej. - wyszczerzyłam zęby, z dumy. - Ty mi ją dałaś, dziękuję ci skarbie. - posłał mi lekki uśmiech i lekko pocałował w czoło. Kiedy już fajerwerki przestały strzelać, a ludzie zaczęli się rozchodzić postanowiliśmy zrobić to samo, weszliśmy za innymi do sali i usiedliśmy do stołu. Po parunastu minutach rozmów, i innych tradycji weselnych, usłyszeliśmy w mikrofonie głos taty. - A więc drodzy panowie, teraz porzucamy sobie krawacikiem. Zobaczymy, który pan pierwszy wyjdzie za mąż i z kim... A nie, z kim to już wiemy. - wybuchnął śmiechem, a reszta po nim. Tak, był już lekko wcięty, ale to norma akurat w tych godzinach takiej zabawy. Wszyscy faceci ustawili się w kółku. - A ty nie idziesz? - spojrzałam na Kamila, który akurat upił parę łyczków soku. - Idę, ale chętnie bym nie szedł, bo mam swoją pannę młodą, która już ma welon, a wiem, że nie oddam cię nikomu, więc nie ma takiej potrzeby, pierwsi ślub mamy jak w banku. - zaśmiał mi się cicho do ucha. - Dobra, nie gadaj. To nie jest pewne. - wybuchnęłam cichym śmieszkiem. Zrobił groźną minę, ale chwilę później śmiał się w najlepsze i kiwał palcem, że niby groźba? Po chwili już go nie było, stał z innymi mężczyznami w kółku i liczył na to jak inni, że złapie krawat. Tato rzucił i... - Tak ! - usłyszałam krzyk... Patryka? Spojrzałam na złowrogą minę Kamila, wiedział co teraz nastąpi, taniec z niby moim przyszłym mężem, tak śmiać mi się chciało, nie wierzyłam w takie zabobony, choć... - Julia, zatańcz z Patrykiem! - usłyszałam w głośnikach głos taty. Posłałam Kamilowi przepraszające spojrzenie i ruszyłam z miejsca. Patryk z szerokim uśmiechem stał na środku sali, na której był tylko on. Czy to jakiś znak? Czy Kamil nie jest tym jedynym? - różne myśli zaczęły mi się plątać w głowie. Nie, no co ty, przecież to tylko zabobony. - Zaczęłam się pocieszać. Patryk złapał mnie w talii i za dłoń, ktoś puścił muzykę, wolną niestety i zaczęliśmy się bujać do rytmu. Odwracałam wzrok, kiedy czułam na sobie wzrok chłopaka, nie mogłam, nie chciałam patrzeć mu w oczy, miał w nich taką siłę, siłę przyciągania, bałam się, że mogę zrobić coś głupiego, a zwłaszcza w tym stanie, stanie alkoholowym. - To jakiś znak? - wyrwał mnie z myśli jego głos. - Nie sądzę. - posłałam mu niby przepraszający uśmiech, niby lekko rozśmieszony. - A ja myślę, że jednak tak. - wyszeptał mi cicho do ucha, pochylając się lekko nade mną. Mój wzrok przykuła postać, postać z miną na pewno nie przyjazną, z miną zazdrośnika? - zaśmiałam się cicho, patrząc na Kamila, który nie spuszczał z nas oka. W pewnym momencie wziął pod rękę Martę, moją kuzynkę i zaczął z nią tańczyć, na parkiecie były tylko dwie pary, wszyscy z uwagą przyglądali się nam. Kamil dalej nie spuszczał ze mnie wzroku, dalej miał minę zazdrośnika, który mógłby zaraz zabić. Widziałam jak Marta porusza ustami, jakby coś mówiła, Kamil? On nie słuchał, był w innym świecie. - Oj, widzę, że mój przyszły zięć patrzy na Julię z miłości, czy z zazdrości? - wszyscy wybuchnęli śmiechem na sali, po słowach taty. Kamil nie wytrzymał, szybkim ruchem podrzucił Patrykowi Martę, a mnie samą wziął mocno w objęcia. Mówiąc przy tym: - Odbijamy. - zachichotałam cicho, chowając przy tym twarz w jego ramionach. Wszyscy ponownie wybuchnęli śmiechem. - Moja krew, moja krew! - powiedział już nie do mikrofonu, lecz wszyscy go usłyszeli, Kamil też, po czym zrozumiałam? Kiedy zaśmiał się cicho nad moim uchem i objął mnie mocniej. - Zazdrośnik. - wyszeptałam mu cicho do ucha, stając przy tym na palcach. - Taki już jestem. Jak już mówiłem, jesteś moja, i żadne Patryki nie będą cię wyrywać na krawat. - po jego słowach wybuchnęłam śmiechem, goście tylko cicho szeptali, patrząc na nas jak wirujemy w tańcu, byliśmy sami na środku sali, Patryk najwidoczniej poddał się i odpuścił. - On mógł sobie myśleć, że mnie wyrywa, ja wiedziałam jedno. - wyszeptałam mu ponownie do ucha, zagryzając przy tym wargi. Spojrzałam mu w oczy, ruszył lekko wargami, chciał coś powiedzieć, lecz nie dałam mu dojść do słowa. Wiedziałam o co chce zapytać. - Że kocham tylko Ciebie. - na te słowa na jego twarzy pojawił się długo wyczekiwany szczery uśmiech od ucha do ucha. - Chciałem tylko się upewnić. - wyszeptał cicho, po czym usłyszeliśmy głośne ' Gorzko ' - skierowane w naszą stronę. Ale przecież  to nie my jesteśmy dzisiaj młodą parą, lecz mama z tatą. - zaczęłam się zastanawiać. Spojrzałam na rodziców, tak samo nam dopingowali, pewnie skutkiem były procenty. Oboje spojrzeliśmy na siebie, nasze oczy spotkały się, uwielbiałam ten moment, wiedziałam co za chwilę będzie, wiedziałam, że zaraz odpłynę w nieznane, znaczy, znane, ale każdy pocałunek z nim, odkrywa za każdym razem inną bajkę, coraz to lepszą. - Kocham Cię. - zdążył cicho wyszeptać, zanim nasze usta spotkały się. Usłyszeliśmy brawa, nie wiedziałam, że na ślubie rodziców aż tyle się wydarzy, był to najpiękniejszy dzień do tej pory ... Dobra, jeden z najpiękniejszych dni do tej pory. Parę godzin później, przed 5 rano na sali było jeszcze mnóstwo osób, każdy tańczył, bawił się, choć wszyscy prawie byli nieźle wstawieni. - Witaj. - usłyszałam głos ojca, który właśnie podszedł do mnie i Kamila i usiadł obok nas przy stole, podając chłopakowi dłoń, oczywiste jest to, że oboje lekko kiwali sie na boki, ale co tam, jak wesele, to wesele. - Dzień dobry. - Kamil uścisnął jego dłoń. - Ja chłopie, miałem do ciebie zawsze wielki sentyment, lubiłem cię, wiedziałem, że dobrze zadbasz o moją córkę. Ale nie jestem za bardzo pewien... - dokończył cicho, śmiejąc się pod nosem. - Teraz tutaj przy świadku, świadkach, obiecaj, przysięgaj czy co tam, że będzie o nią dbał, że nie opuścisz jej nigdy, po prostu, nie skrzywdź jej. - kiwał się lekko na krześle, patrząc na mnie to na Kamila i lekko uśmiechając się. Ja tylko cicho śmiałam się pod nosem, patrząc na Kamila z dumą. - Przysięgam, kocham pana córkę jak nikogo innego, jest moim mały światełkiem w głowie, o tak. - wyszczerzył się, lecz jego wypowiedź brzmiała bardzo szczerze. Zrobiło mi się ciepło na sercu, poczułam uczucie, którego byłam pewna, z tym człowiekiem chciałam zostać, do końca swych dni. - Więc synu masz moją zgodę na zaręczyny. - wyszczerzył się tata, ale widząc minę Kamila z twarzy zgasił uśmiech. - Co takiego? - spojrzałam lekko zacofana, tym co usłyszałam. - Oj, nic, nic. Chodź do tatusia. - zaczął cicho chichotać, przytulając mnie przy tym. Gestykulował do Kamila, ale nie mogłam zobaczyć co i jak. - Jakieś tajemnice już macie? - spojrzałam na niego zaciekawionym wzrokiem. - Jestem śpiący, chodźmy do pokoju. - lekko się pokiwał i spojrzał na mnie. - Zmieniasz zdanie. I tak o tym porozmawiamy, rozumiesz? - zachichotałam cicho, po czym wstałam i wzięłam go pod rękę. - Uważaj ośle głupi, to nie winda, to ściana. - wybuchnęłam śmiechem prowadząc go do windy. - Jak, jak? Ośle głupi? - zachichotał cicho, zmrużył oczy i oparł mnie o ścianę, sam opierając się ledwo co na rękach, tak, że coś gniotło mnie w plecy. - Tak, też cię kocham, a teraz chodź. - zaśmiałam się cicho, patrząc mu w oczy. - Proszę, powiedz mi, jak mam ci udowodnić, że naprawdę kocham cię tak wiesz. - spojrzał na mnie zmartwionym wzrokiem, był poważny, bardzo poważny. - Nie musisz mi udowadniać, ja to wiem, a teraz chodź. - złapałam go za rękę, ale nie odpuścił, dalej stał przede mną, lekko przygniatając mnie do ściany. - Kocham Cię, i możesz mnie nazywać, jak chcesz, osioł, głupek, debil, ciota, wszystko, skurwiel nawet! Tylko obiecaj mi, że już na zawsze razem. - wyszeptał cicho, wlepiając wzrok w oczy, przechodząc na usta i tak w kółko. - Kochanie, nie pij już więcej. - zachichotałam cicho. - Obiecaj. - powiedział stanowczym głosem. - Obiecuję, a teraz chodź do pokoju, dobrze? - spojrzałam na niego, podając mu dłoń. Uśmiechnął się lekko i weszliśmy do windy. Przycisnęłam guzik z czwartym piętrem, po czym poczułam na szyi jego szybki oddech. - Coś nie tak? - odwróciłam w jego stronę głowę i zmierzyłam go wzrokiem. - Nic, po prostu nie mogę uwierzyć... Nie mogę uwierzyć, że ty jesteś, że ja jestem, że my jesteśmy, razem... - wyszeptał cicho. Stanowczo, nie powinien tak dużo pić. - Ej, to ty mógłbyś mieć każdą, jesteś gwiazdą, pamiętasz? - zaśmiałam się cicho w jego stronę, tuląc się do niego. - Pamiętam, ale ty jesteś inna, od tych wszystkich innych dziewczyn, one były zwykłe, a ty.. - nie dokończył, najwidoczniej nie mógł, zmęczył się. - Dobrze, porozmawiamy o tym później, chodź, odprowadzę cię do pokoju. - zaśmiała się cicho pod nosem, oczywiście, było mi trudno iść z ' lekko ' wstawionym chłopakiem, ale utrzymywałam się na równych nogach, nie piłam dużo, po ostatnich przeżyciach w Warszawie, nie miałam ochoty znowu zdychać z pękającą głową. - Zobaczysz jak jutro będziesz żałował tego, że tyle wypiłeś. - skomentowałam chwilę później, gdy wyszliśmy z windy i kierowaliśmy się do pokoju 410, czyli Kamila. Mój akurat był 416, więc na tym samym piętrze i prawie obok siebie. - Byłoby  miło, gdybym miał tabletki obok łóżka. - wykrzywił usta w lekki grymas. Zostawiłam to bez odpowiedzi, bo akurat weszliśmy do jego pokoju. Położyłam go na łóżku, chciałam zacząć ściągać mu buty, ale wyrwał się. - Ja sam potrafię. - usiadł i powoli ściągnął swoje lakierki, czy jak to tam. Pocałowałam go w policzek, po czym wyszeptałam mu do ucha ciche ' dobranoc ' i wyszłam zgaszając mu światło. Padnięta już tym weselem, wślizgnęłam się do swojego pokoju, a następnie wzięłam gorącą kąpiel. Owinęłam się w ręcznik i wyszłam do pokoju. Wyciągnęłam z torby krótkie spodenki i zwykły top, schowałam się z powrotem w łazience i ubrałam się, zmywając przy tym makijaż. Fryzury nie psułam, nie było potrzeby, a i tak zapewne loki trzymałyby się dalej. Zgasiłam światła i położyłam się do swojego jakże wielkiego łóżka, nastawiłam alarm na godzinę 12 i przymknęłam oczy. Po chwili usłyszałam ciche pukanie...

jej, takiej weny nabrałam, że nie mogłam przestać marzyć.
ten Kamil z opowiadania jest cudowny, zgodzicie się ze mną, prawda?
szkoda tylko, że w prawdziwym życiu jest malutko takich wyjątków, 
choć nie znam żadnego takiego chłopaka... 
Pozdrawiam ;* 


9 komentarzy:

  1. tak, zapewne nie ma już takich chłopaków . : C

    rozdział piękny, pisz dalej :*

    OdpowiedzUsuń
  2. no prawie już nie ma takich chłopaków jak Kamil ;<

    genialny rozdział , jak masz wenę to pisz , pisz ; *

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja właśnie znalazłam takiego chłopaka jak Kamila ;p. I dziewczyny, wiara czyni cuda ! :D .
    Swietny rozdział . Pisz dalej ;PP :*

    OdpowiedzUsuń
  4. zgadzam się z Anonimem ;) Są tacy faceci, choć fakt, jest ich coraz mniej. Ale czasami trzeba uwierzyć;)
    Szczęściara ze mnie, bo mam takiego Kamila obok siebie ;)
    Czekam na nastepne !
    Madzikovva

    OdpowiedzUsuń
  5. to jest świetne. wiesz ?
    też bym chciała znaleźć takiego Kamila - on jest cudowny.. ;)
    rozdział po prosty wspaniały ;D
    czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. łoo genialnee <3
    cały czas czytałam z zaciekawieniem co będzie dalej....
    A co do Kamila masz racje : P
    : ) : *

    OdpowiedzUsuń
  7. ostatnio zaczęłam to czytać , przeczytałam wszystko w dwa dni i płakałam , a mnie trudno doprowadzić do płaczu .Masz mega talent ! < 3 kiedy następny rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  8. dziękuję Wam drogie czytelniczki ; *
    nie wiem sama kiedy kolejny, gdy tylko zbiorę siły i poprawię . :P Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń