czwartek, 20 października 2011

Rozdział trzydziesty dziewiąty.

Tego samego dnia, wieczorem leżałam w łóżku i próbowałam zasnąć. Tak, w głowie kłębiło się milion myśli, których nie mogłam ogarnąć. - Julka! - jak zwykle, Nikola nie zwracała uwagi na godzinę. - Nie krzycz tak! - odkrzyknęłam jej, tuż po chwili ujrzałam ją w pokoju. - Wiesz, że dzisiaj miał się odbyć lot do Paryża? W którym ty, miałaś uczestniczyć. - uśmiechnęła się lekko. - Zapomniałam... - skrzywiłam się, siadając na łóżku. - Zadzwoń do nich i przełóż lot. Na pojutrze. - usiadła obok i podała mi telefon wraz z biletami lotniczymi. - Zgłupiałaś? - zaśmiałam się. - Nie, a może... Okej, to żeby wszystko się zgadzało na... - zamyśliła się, po czym dodała. - Na 11 stycznia, czyli za 3 dni, więc masz czas na spakowanie się. Wrócisz 18, na gotowe. - wyszczerzyła się, po czym zatkała usta dłonią. - Co proszę?! - krzyknęłam w jej stronę. - Ciszej! - teraz to ona mnie uciszyła. - Na gotowe? Nie rozumiem, nie pojadę, bo nie chce. - skrzywiłam się. - Pojedziesz, bo ja cię proszę. - zrobiła oczy by kot ze shreka, widząc moją minę pocałowała mnie w policzek i wyszła z pokoju. - Więc mam zaplanowaną połowę stycznia... - skrzywiłam się. Paryż jakoś nie robił na mnie wielkiego wrażenia, oczywiście zrobiłby, gdyby bilety nie były od Kamila. Właśnie, Kamil, imię kojarzące się z jedną, jedyną osobą, i zapewne będzie kojarzyło mi się jeszcze przez wiele, wiele lat. Mam nadzieję, że uda mi się pogodzić z tym, że już nigdy nie będziemy razem, jestem tego w stu procentach pewna. Z tą myślą, zasnęłam.

3 dni później ...
- Ale na pewno wszystko spakowałaś? - mama po raz kolejny próbowała się upewnić. - Tak, tak, tak! - zaśmiałam się cicho. - Może powinna z tobą jechać Nikola? - raz jeszcze usłyszałam jej przejmujący się głos. - Mamo, dam sobie radę. - uśmiechnęłam się lekko. - Potrzebna jest mi samotność, więc nic się nie martw. - dodałam. - Dobra, ale uważaj tam na siebie! - krzyknęła jeszcze, zanim wsiadłam do taksówki.
Po 4 godzinach byłam już w stolicy Francji, gdzie było pięknie. Wieczorem, w hotelowym pokoju wyszłam na balkon i przekonałam się, że ludzie, którzy tutaj byli nie mylili się, gdy nadchodzi noc Paryż jest jeszcze piękniejszy. Usiadłam na łóżku i rozglądnęłam się po pokoju. Było pusto, nie w pokoju lecz we mnie. Przez sekundę poczułam ponownie ból, którego nie da się opisać. Ból, który nie powstał bez przyczyny, bo przecież, gdyby nie ten drań, pewnie dalej jeździłabym po Polsce, gdzie poznawałabym coraz to nowszych znajomych. - Że ta cholerna Warszawa musiała mi się trafić... - powiedziałam do siebie, po czym rzuciłam się swoim ciałem na łóżko, które było dwuosobowe, na którym miał spać też Kamil... 'I wszystko sprowadza się do jego osoby.' - pomyślałam. Te wszystkie wspomnienia tkwiły w mojej głowie, która już nie wytrzymywała takich emocji. Schowałam głowę pod poduszkę i wybuchnęłam płaczem. Miałam pogodzić się z myślą, że już nigdy nic, ale nie mogłam, nie mogłam ot tak zapomnieć tego co było tak niedawno. Ile ja bym dała za bycie na miejscu chłopaka, który przeze mnie wylądował w szpitalu... Nie wiedząc kiedy, zasnęłam.
' Dryyń, dryyń.' - W mojej głowie rozległ się głośny dźwięk. Otworzyłam oczy, po czym spojrzałam na szafkę nocną, na której leżał dzwoniący telefon. - Słucham? - zaspanym głosem powiedziałam do słuchawki. - Julka, miałaś zadzwonić wczoraj! - usłyszałam głos mamy. - Miałam dzwonić, ale zasnęłam, no przepraszam. Żyję jak słychać! - krzyknęłam do słuchawki, cicho chichocząc. - Nie rób sobie ze mnie jaj. - najwidoczniej nie miała ochoty na żarty. - Masz się pilnować i dzwoń do nas co najmniej cztery razy dziennie. - powiedziała, a ja wybuchnęłam śmiechem. - Mamo... - nie mogłam powstrzymać śmiechu. - ...ja nie mam pięciu lat. - chichotałam jeszcze cicho, wiedząc, że moja rodzicielka nie żartuje. - Dobra, masz Nikolę. - poddała się, po czym usłyszałam głos przyjaciółki. - Julka, jest niedobrze. - powiedziała cicho. - Co się stało? - przestraszyłam się nie na żarty. - Kamil tutaj był... - wyszeptała prawie niesłyszalnie. - Co mówił? - o dziwo byłam spokojna, nie przejmowałam się tym zbytnio, był, właśnie, w moim życiu również tylko był i więcej go nie będzie. - Gadał z twoją babcią, a po niej to wszystkiego można się spodziewać, więc nie wiem czy mu coś powiedziała, czy nie, ale chciałam cię tylko uprzedzić, żeby nie było niespodzianek. - zachichotała cicho. Widocznie było jej na rękę, że był u babci i mógł wszystkiego się dowiedzieć. - Okej, jakoś sobie poradzę, pa. - pożegnałam się z Nikolą i zakończyłam rozmowę. Wstałam z łóżka i przyjrzałam się w lustrze. Po drugiej stronie stała dziewczyna, której nie poznawałam, dziewczyna, która wyglądała całkiem inaczej niż te trzy lata temu, przed przeprowadzką. - I oto dowód co miłość potrafi zrobić z człowiekiem... - zaśmiałam się ironicznie do swojego odbicia. Po chwili otrząsnęłam się i otworzyłam torbę, z której wyciągnęłam potrzebne ciuchy. Wzięłam długą kąpiel, zjadłam śniadanie w stołówce i wyszłam podziwiać to piękne miasto, bo przecież w końcu po to tutaj przyjechałam, a nie po to, by użalać się nad sobą i wspominać przeszłość.

Rozdział do niczego, ale postanowiłam, 
że zakończę to opowiadanie jak najszybciej się da. 
Muszę jeszcze opracować szczegóły, 
o których dowiecie się w kolejnych rozdziałach.
Chyba się wypaliłam, po tej trzymiesięcznej przerwie. 
Ale już jestem i zostaję na stałe, żeby nie było, 
że znowu bez żadnego pożegnania zawieszam.
Postaram się poprawić i dziękuję tym co są dalej, 
tym co nie są też dziękuję, za to, że byli:* 
Opowiadanie zakończę, nawet jeśli będą czytać to nieliczni,
 bo może i piszę dla Was,
ale nie zapominam o tym, że przede wszystkim dla siebie.
 Więc raz jeszcze dziękuję Wam i sobie:P 
Miłego czytania, a następny rozdział postaram się napisać jak najszybciej, może pojutrze. 
Narty <3 

2 komentarze:

  1. Ajaj boskoo
    Kocham czytac twoje wpisy i opowiadanie ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. I love it ! < 33
    I czekam na następny. !

    OdpowiedzUsuń