wtorek, 22 listopada 2011

Rozdział 3

Zbliżała się 20. Razem z Sophie podążałyśmy ciemnymi już uliczkami do domu Michała. Większą część w mojej głowie zajmowały myśli o matce, problemach i o dziwo, chłopaku, którego spotkałam dzisiejszego popołudnia. Bo co on niby mógł wiedzieć o prawdziwym cierpieniu? Rozmawiając o tym z przyjaciółką, parę minut wcześniej, dziewczyna dała mi odpowiedź, która nie spodobała mi się.
- Nie myślałaś, że nie tylko ty masz problemy? - przypomniały mi się jej słowa.
Przyznam szczerze, że nie zastanawiałam się nad tym i tak, wydaje mi się, że jestem egoistką... 
- Nie jesteś, to ludzie są - odezwał się głos w mojej głowie.
Ogólnie to dlaczego mam się osądzać o egoizm? Każdy żyje swoim życiem, każdy niech pilnuje swojego nosa. Ja mam akurat tak, cierpię, jasne, ale nie lubię jak ktoś mi prawi morały o innych, cierpiących ludziach. 
Rozmyślając tak, nie zauważyłam nawet, że tak szybko doszłyśmy.
- Cześć ziomek! - krzyknęłam na powitanie, otwierającemu mi Michałowi. 
Pomimo cierpienia, które roiło się w mojej duszy, chciałam udowodnić sobie siłę, jaką w sobie kryję, siłę, która dodaje mi otuchy do życia.
- No siema - wyszczerzył się, po czym pocałował mnie i Sophie w policzek.
- Jest już Dean? - spojrzała na kolegę, któremu pojawił się na twarzy lekki uśmiech.
- Dean? Kto to? - wtrąciłam się do ich rozmowy. 
- O, tak, zapomniałam ci powiedzieć. Nowy chłopak w naszej szkole, dawny przyjaciel Michała - powiedziała, po czym rozejrzała się po salonie. - Mówiłeś, że będzie - popatrzyła na niego smutnym wzrokiem. - Wspominał, że to jest mega ciacho - zwróciła się do mnie, po czym pisnęła cicho.
- Ej, nie powiedziałem tak. Powiedziałem, że laski na niego lecą - zaśmiał się cicho, po czym poprowadził nas w tłum.
- To to samo! - wykrzyknęła jeszcze, bo tłum plus muzyka, zagłuszali wszystko. - Dobra, który to? 
Kolega poprowadził nas w stronę kuchni, gdzie tyłem do nas siedziała garstka osób przy stole. Garstka, którą dobrze kojarzyłam, między innymi, nasza paczka, czyli przyjaciele wspierający się nawzajem.
- Cześć - wyszczerzyłam się w ich stronę, po czym powitałam wszystkich.
Moje oczy zatrzymały się na jeszcze jednym osobniku, którego skądś kojarzyłam.
- To jest właśnie Dean - Michał odezwał się, patrząc to na mnie, to na Sophie, to na Deana. 
- Sophie - przyjaciółka puściła mu firmowy uśmiech, po czym uścisnęła jego dłoń.
- Dean - odpowiedział, co mnie zmroziło. 
Tak, to był ten chłopak, na którego dzisiaj wpadłam, ten sam, który miał do mnie dzisiaj jeszcze pretensje, siedział na przeciwko mnie, patrząc na mnie, jak na jakiegoś potwora. 
- A to jest Sav... - Michał nie dokończył.
- Savannah - wyrwało się chłopakowi. 
Ej, skąd on wie? Wspominałam swoje imię? 
- Znacie się skądś? - przyjaciółka nie dała za wygraną, patrzyła na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Mieliśmy okazje porozmawiać - skrzywiłam się, po czym pociągnęłam Miśka za rękę i poprowadziłam do salonu.
- Dlaczego siedzi z naszą grupą? - zapytałam głosem, pełnym pretensji.
- Dołącza do nas, co? Nie pasuje? - skrzywił się lekko. - Ostatnio coś za bardzo ci nic nie pasuje. Przystopuj trochę, bo zamieniasz się w taką Adę - wskazał palcem na najgorszy plastik w szkole. Mojego odwiecznego wroga, który poza swoim czubkiem nosa, nie widzi nic innego.
- Przesadziłeś - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Byłam pewna, że za chwilę z moich oczu popłyną łzy, ale nie mogłam do tego dopuścić. Nikt nie może wiedzieć, że płaczę.
- Cholera, przez te problemy coraz częściej nie mogę zapanować nad łzami.
- Przepraszam, nie powinienem - opuścił głowę. Znałam go, powiedział to spod presji, ale do cholery jasnej, nie powinien! 
- Nie gadam z tobą - powiedziałam, po czym wróciłam rozpromieniona do kuchni. - To jak kociaczki? Bawimy się! 
Po moich słowach wszyscy, prócz nowego kolegi rozeszli się. Chłopak dziwnie na mnie patrzył, tak, jakby był zamyślony, jakby próbował odgadnąć o czym myślę.
- Co? - zapytałam.
- Dziwna jesteś - powiedział cicho, co brzmiało bardziej jakby mówił do siebie, niż do mnie.
- Chodzi ci o to, że nie płaczę? Że nie jestem taka jak popołudniu? - zaśmiałam się nerwowo. 
- Mniej więcej. 
- Właśnie, lepiej by było, żeby nikt się o tym nie dowiedział - spojrzałam na niego badawczo, po czym upiłam łyk drinka, zrobionego w miedzy czasie.
- Boisz się, że wszyscy będą się nad tobą litować? - czy on nie może powiedzieć zwykłe' okej '? Musi drążyć dalej?
- Ja się... - zaczęłam.
- Pewnie się niczego nie boisz, co? - zaśmiał się, co doprowadziło mnie do zdenerwowania. - Wiesz, znam takie osoby jak ty i uwierz mi, nie wyszły na tym dobrze. 
- Mówisz o sobie? - zapytałam, co widocznie i jego zbulwersowało. 
- Nie interesuj się tym - syknął cicho, przy czym jego twarz zmieniła minę.
- I vice versa - powiedziałam, po czym wyszłam z kuchni, z drinkiem w dłoni. 

Siedziałem jeszcze tak przez długi czas, zastanawiając się nad jej zachowaniem. Nie spodziewałbym się tego po sobie, nigdy nie interesowały mnie sprawy innych. Przeważnie martwiłem się o swój tyłek. Ale nie ona, ta dziewczyna miała w sobie coś takiego, czego nie można było przeoczyć. Nawet jeślibym nie chciał wiedzieć o niej więcej, dałbym sobie głowę urwać, że pewnie zapytałbym, nie, nie z czystej ciekawości nie, po prostu muszę, muszę dowiedzieć się o niej jak najwięcej. I wydaje mi się, że zdołam temu zadaniu. Po tym, kiedy dołączyłem do ich paczki, muszę wyjść na tym pozytywnie, muszę dowiedzieć się, co ją tak gnębi. Ale jak? Przecież kazała nic nikomu nie mówić... Właśnie, najprawdopodobniej nikt nie wie o niej, tego co widziałem ja dzisiaj. Ten obraz przed oczami, rozmazana dziewczyna, która udaje silną. Nie mógł zniknąć.
- Ogarnij, chłopie, nie interesuje cię życie takiej laski. Masz swoje.
Właśnie, moje życie. Najchętniej, gdybym mógł opuściłbym je z uśmiechem na twarzy. Niestety, nie mogę, należę do typu osób, które nie łamią obietnicy.
- A ty co? Nie bawisz się? - usłyszałem za sobą głos Sophie.
- Tak, już idę - wymruczałem cicho, po czym poszedłem za dziewczyną, trzymając ja za dłoń.
Wydawał się być fajną osobą, co mi tam, mały flirt nie zaszkodzi. 

- No dawaj szybciej, padam na twarz - mówiłam w stronę Sophie, która żegnała się jeszcze z nowo poznanym kolegą. Jak na mój gust, to przesadza. Mizia się do niego jak nie wiem kto. Dopiero się poznali, boże, co za człowiek! 
- Już lecę - rozpromieniona szła w moim kierunku, co najwidoczniej nie było dla niej łatwe, bo kiwała się lekko to na prawą stronę, to na lewą. Ja również, ale nie tak jak ona, chyba. 
- Twoja mama nas zabije - powiedziałam, kiedy już byłyśmy kawałek za domem Michała. 
- Przesadzasz - wyszczerzyła rząd białych zębów w moją stronę i przyspieszyła. 



6 komentarzy:

  1. Świetne.<3

    Martu.♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz bardzije mi sie podoba to opowiadanie
    ;* <333333

    OdpowiedzUsuń
  3. będę tęsknić za tamtymi bohaterami, ale cieszę się, ze zaczełaś kolejne opowiadanie, które zapowiada się tak wspaniałe jak poprzednie! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo podoba mi się pisanie z dwuch perspektyw. Pozdrawiam ; *

    OdpowiedzUsuń