wtorek, 6 grudnia 2011

Rozdział 8

Przez chwilę leżeliśmy w ciszy. Wydawało mi się nawet, że na chwilę oboje wstrzymaliśmy oddech. On, bał się chyba powiedzieć mi coś o sobie, a ja, bałam się tego, co zaraz usłyszę.
- Wychowałem się w normalnej rodzinie, gdzie nie było przemocy,  ani kłótni - zaczął cicho. Słyszałam po głosie, że został zraniony... - Jeszcze trzy lata temu, gdyby ktoś powiedział mi, że niedługo moje życie zmieni się na gorsze, nie uwierzyłbym. Ale stało się... Moja matka dwa lata temu zginęła w wypadku samochodowym... Jechała z ojcem, ale jemu udało się wyjść z tego cało. Najgorsze jednak jest to, że on przeżył - zamyślił się na chwilę. - Jechał pijany, wiem, nieodpowiedzialne to z jego strony, dlatego też, obwiniał się za śmierć matki, tak samo jak ja obwiniałem jego. Nie wybaczyłem mu tego i nigdy nie wybaczę. Od tamtego czasu, pije. Ja z Emily, zeszliśmy na drugi plan. Nawet nie wiem, czy dalej jesteśmy w jego głowie, czy w ogóle pamięta, że ma dwoje dzieci. Już dawno nie widziałem go trzeźwego, w ogóle, nie pamiętam kiedy go ostatnio widziałem. Opiekuję się siostrą, ponieważ zostałem jej tylko ja. Cała rodzina, odsunęła się od nas po wypadku mamy. Dziadkowie, tak samo, obwiniali ojca za ten wypadek. Drudzy, nie żyją. Dlatego też przywiozłem Cię tutaj, do tego hotelu, ponieważ w mieszkaniu nie ma warunków do normalnego życia - zakończył cicho, przy czym mocniej uścisnął moją dłoń.
W jednej chwili, tak jak leżeliśmy, znalazł się w moich ramionach. Słyszałam, że cicho szlocha. Ukrywał łzy, cały ten smutek przed całym światem. Przypominał mi kogoś doskonale. Tak, przypominał mi, mnie samą.Nie odzywałam się. Najprawdopodobniej nie potrzebował tego. 
- Jesteś pierwszą osobą, której to powiedziałem - po chwili wyszeptał cicho.
- Doceniam to - głos mi zadrżał. Pierwszy raz, w rozmowie z chłopakiem stwierdzam iż nie są to aż tak bezuczuciowi dranie. Wyjątki najwidoczniej istnieją.
Leżał tak jeszcze przez chwilę. Przerwał nam dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Było po 2 w nocy, kto jest takim idiotą, że nie śpi o tej porze? 
- Słucham? - zapytałam do słuchawki, bo dalej nie wiedziałam kto dzwoni. ' Zastrzeżony '. 
- Savannah, gdzie ty się podziewasz do jasnej cholery! - na wstępie usłyszałam rozwydrzony głos matki.
- Mówiłam ci, że mnie więcej nie zobaczysz, więc powodzenia w życiu - powiedziałam krótko, po czym rozłączyłam się.
Wróciłam do pozycji leżącej, wpatrując się w sufit. 
- Co zamierasz teraz zrobić? - z myśli wyrwał mnie głos Deana. 
- Nie mam pojęcia - zaśmiałam się ironicznie. - Może wyląduję w pierwszym lepszym burdelu i zostanę tam do czasu, kiedy mnie nie wywiozą gdzieś poza granice. 
- Nie mówisz chyba serio? - spojrzał na mnie wielkimi oczami.
- Nie - zaśmiałam się cicho. - Ale dopuszczam taką myśl - powiedziałam po chwili zastanowienia. - Może to mi pomoże zapomnieć o całym tym po pieprzonym świecie i pozwoli myśleć o innym? 
- Czy bycie kurwą pozwoli ci zapomnieć o problemach? - wypalił, śmiejąc się.
- Ej, to nie jest to samo! - krzyknęłam na niego oburzona.
- Dla mnie jest.
- Zależy komu. I tak, spróbuję tego - skrzywiłam się, patrząc w jego stronę.
Nasze usta dzieliły teraz milimetry. Zaledwie dwa. Co on robił tak blisko? Nie mam bladego pojęcia.
- Nie pozwolę Ci - wyszeptał cicho, prosto w moje usta.
- Nie pytam cię o zdanie - głos ponownie tego wieczora zadrżał. 
- Zaopiekuję się tobą - teraz nasze usta dotykały się, ale nie, nie całowaliśmy się jeszcze. Nie mogłam do tego dopuścić!
- Nie potrzebuję niańki - skrzywiłam się. 
Byłam prawie dorosła, tak? Więc dziękuję za opiekunkę, poradzę sobie.
- Więc rób jak chcesz - poddał się, widząc, że stawiam na swoim. Położył się na plecy i patrzył w biały sufit. Jeszcze przez chwilę patrzyłam na jego profil. Odwróciłam się i zamknęłam oczy. Znowu czułam się senna, byłam pewna, że za moment zasnę. - Zmarnujesz się, jeśli spełnisz się w zawodzie dziwki - skomentował jeszcze, następnie poczułam, że odwraca się plecami do mnie. 
- Nie jestem dziwką - wysyczałam przez zaciśnięte zęby, nie odwracając się do niego.
- Jeszcze nie - zaśmiał się ironicznie, po czym w końcu się zamknął. A ja? Nie komentowałam tego, nie miałam już sił, bo chwilę później morfeusz zabrał mnie do swojego świata. 


Przetarłem śpiące jeszcze oczy, po czym otworzyłem powoli powieki. Jasne światło przedzierało się przez zasłonięte zasłony. Przez chwilę próbowałem ogarnąć myśli, dzięki czemu doszedłem do wniosku, że jestem w hotelu, a obok mnie leży Savannah. Odwróciłem się i zamarłem.
- Savannah?! - usłyszałem swój zdenerwowany głos.
Nie było jej obok. Czyżby siedziała w łazience?
Wstałem szybko, po czym pokierowałem się do drzwi, gdzie powinienem ją znaleźć.
Biegałem po pokoju jak wariat, denerwując się z sekundy na sekundę coraz bardziej.
- Spokój, przecież jest dorosła, wie co robi - pomyślałem, kiedy straciłem już jakąkolwiek nadzieję.
Nie było nigdzie jej rzeczy, jej, więc po co te 'poszukiwania'?
Coś nie pozwalało mi tak tego zostawić. Przecież ona tutaj w tym mieście nie miała nikogo innego.
- A jeśli mówiła prawdę? - przypomniałem sobie naszą wczorajszą rozmowę.
Nie, to nie możliwe, ona chyba taka nie jest... Nie spieprzyłaby sobie życie taką głupotą...
Wykręciłem do niej numer, ale miała wyłączony telefon.
Moje myśli, rozwiały otwierające się drzwi.
- Dean? - usłyszałem piskliwy głosik swojej siostry.
- Cześć kochanie - złapałem ją, biegnącą w moje ramiona. - Jak się spało małej księżniczce?
- Super! - wykrzyknęła uradowana.
Była taka słodka, taka kochana, a ojciec tego nie doceniał... Nie mogłem tego zrozumieć.
- A cio to? - zapytała, wskazując na miejsce, gdzie jeszcze parę godzin temu spała Savannah.
Spojrzałem w wyznaczonym kierunku. Zamarłem.
Na poduszce leżał list, najwidoczniej napisany na jakiejś zwykłej, pomiętej karteczce.
- Liścik - uśmiechnąłem się w jej stronę, po czym usiadłem, sadzając ją sobie na kolana.
- Od kogo?
- Od mojej koleżanki, dasz mi przeczytać? - zaśmiałem się, bo mała zadawała coraz to więcej pytań.
- Dobrze, idę się pobawić z Kasią - zeskoczyła z moich kolan, po czym wybiegła z pokoju.
Wziąłem list do ręki, po czym nerwowo otworzyłem go.

" Dean... "



Wszystkiego dobrego z okazji mikołajek! <3
więc to taki mały prezent ode mnie? Gdyby nie 6 grudnia, nie dodałabym tego.
wydaje mi się być dennym, brak weny, czasu i ogólnie...
Dzisiaj Kevin - mam nadzieję, że oglądacie ?:D 
Dobra, kończę ten monolog, a kolejny rozdział? Nie wiem kiedy ;* 
Pozdrawiam < 3

podpisano: crazydream

11 komentarzy:

  1. Wez dziewczyno, jak to jest denny tekst to ja chce tak pisac!!!
    Rozwalilo mi system. Chce wiedziec ci bylo w lisciku < 3

    OdpowiedzUsuń
  2. zajebiste <3 :*

    oglądaaaaaaaaam !:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne.
    Mówiłaś , że jest do kitu niby z której strony.
    To jest świetne pisz dalej. ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. nie ma to jak zakończyc w pełnym napięciu ...
    dawaj następny ! :D ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. W germanii Kevina jeszcze nie puscili :(

    Moze i brak weny ale rozdzial dobry. Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. nie widzę, żeby nie było weny, a jak naprawdę jej nie ma to i tak rozdział jest świetny ; )
    Co w liściku ? ;d < 3

    OdpowiedzUsuń
  7. pisz następny kochana <3333333333! świetny ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Zostawiłaś jednak tą rozmowę <3333
    Oczywiście, że boski <3
    Szkoda ze nie napislaś co w liściku ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. nowe rozdziały, zapraszam do czytania ; ))

    OdpowiedzUsuń