piątek, 16 grudnia 2011

Rozdział 10

- Wchodzisz ze mną? - spojrzałam na siedzącego obok Oliwera.
- Nie, poczekam - zaśmiał się nerwowo.
Oho, on chyba się boi mojej matki.
- Dobra, idę - mruknęłam cicho, po czym wyszłam trzaskając drzwiami od samochodu. To samo zrobiłam z kolejnymi.
- Savannah?! - usłyszałam głos matki, która wybiegła do przedpokoju.
- Nie, Andrew - skrzywiłam się nie patrząc w jej stronę, lecz kierując się do swojego pokoju, który znajdował się na piętrze. 
- Nie żartuj sobie, gdzie byłaś tyle czasu? - szła za mną, nie obchodziło mnie to. Może i dzisiaj się o mnie martwi, ale jutro pewnie wróciłyby dni, w których najważniejszy jest jej facet. - Co ty robisz?!
- Pakuję się - zdenerwowana zaczęłam wrzucać do walizki rzeczy, po kolei, co wpadnie do ręki. 
- Nie możesz! - zaczęła mi wyrywać ubrania z rąk.
- Druga seria ' Dlaczego ja ' , albo ' Trudne sprawy '? - śmiałam się prosto w jej zaszklone oczy. 
Może i zachowywałam się nieładnie, w stosunku do niej, ale kiedy przypominały mi się wszystkie złe chwile spędzone obok niej, wywierało to na mnie coraz większy gniew i złość.
- Jestem twoją matką, w ogóle nie masz do mnie szacunku!
- Super, nagadałaś się? - spojrzałam na nią, po czym zapięłam walizkę. - To żegnam.
Jeszcze przez chwilę wołała za mną, po czym poddała się. A ja? Nie zważałam na jej krzyki, czy może płacz. Nie interesowało mnie to teraz, nie mam uczuć? Nie. Po prostu, moja własna matka nauczyła mnie takiego a nie innego życia, więc nie ma się teraz co dziwić.
- Już? - wchodząc do samochodu Oliwera, usłyszałam jego głos.
- Tak, jedźmy już stąd - westchnęłam cicho, łapiąc w płuca głęboki wdech.
- O nic nie pytam .. - spojrzał na mnie, po czym ruszył.
Nie odzywaliśmy się prze całą drogę. Ciszę w aucie przerywały co chwilę dźwięki wydobywające się z samochodowego radia. Na zewnątrz panował zmrok, już dawno. Była godzina 20, a my mieliśmy połowę stycznia. Niedługo znowu dzień będzie dłuższy a noc krótsza, uwielbiam takie dni, ta zima już znudziła mi się kompletnie, chociaż dużo śniegu w tym roku nie było i nie ma.
- Dziękuję Ci - uśmiechnęłam się w stronę kolegi, który właśnie wyciągał z bagażnika moją walizkę.
- Nie ma za co - pocałował mnie w czoło, po czym złapał pod rękę, by zaraz poprowadzić w stronę domu.
Rozmowa zajęła nam jeszcze około dwóch godzin. O czym? O wszystkim i o niczym, to wspominaliśmy stare, dobre czasy, to znowu coś nowego o niedawno spędzonych razem wakacjach. Uwielbiałam go, jedyny taki chłopak, z którym mogłam rozmawiać o wszystkim. Oczywiście od niedawna ' o wszystkim '.
Po 23 zasnęłam obok przyjaciela. Nie miałam ochoty iść jutro do szkoły, on tym bardziej, więc piątku, uważaj, bo nadchodzimy!



Przetarłem oczy, po czym wspiąłem się na łokciach. Za oknem widać było, że panował mróz, na który cholernie nie chciało mi się wychodzić. A jeszcze ciągnąć przez to małą Emily.
Po półgodzinie siostra była ubrana w czyste ciuchy, pożyczone od Wiktorii córki, ja, nałożyłem na siebie bluzę, wziętą do plecaka na oślep dwa dni wcześniej. Właśnie, Savannah, ciekawe czy dzisiaj przyjdzie do szkoły..
- Dean, chodź - usłyszałem piskliwy głosik Emily, którą zobaczyłem w drzwiach.
- Idziemy - uśmiechnąłem się do niej, po czym złapałem za rękę, zamykając drzwi, zostawiając przed tym czysty pokój.
- Dziękuje - przytuliłem się do stojącej przede mną Wiktorii, pomagającej mi po raz kolejny.
- Z każdym problemem do mnie - zaśmiała się cicho.
Po chwili już, siedzieliśmy z małą w samochodzie kumpla. Właśnie, muszę go oddać...
Pod szkołę dojechałem w pół godziny.
- Przyjdziesz dzisiaj po mnie? - zapytała siostra, kiedy już przebrana stała przede mną w korytarzu przedszkolnym.
- Oczywiście, kochanie - zaśmiałem się cicho, po czym pocałowałem ją w czoło.
Nie mówiąc nic, pobiegła do sali, gdzie bawiły się inne dzieci.
Pokierowałem się do wyjścia i pięć minut później dotarłem do szkoły. Przyznam, miałem nadzieję, że Savannah będzie dzisiaj.
- Siema - uśmiechnąłem się do znajomych, stojących pod oknem.
- Cześć - usłyszałem od każdego po kolei.
Stali zamuleni, pewnie po wczorajszej dyskotece, która nie skończyła się dla nich dobrze.
- Widziałeś się z Savannah? - Sophie podeszła do mnie, z iskrą nadziei w oczach.
- A jest w szkole?! - zerwałem się z ławki, na którą chwilę wcześniej usiadłem.
- Właśnie nie - zdezorientowana spojrzała na mnie.
Zakląłem cicho pod nosem, po czym przyjrzałem się jej bardziej.
Wyraz jej twarzy zdradzał jedno: smutek.
Najwidoczniej bolała ją wczorajsza kłótnia. Nie dziwię się Savannah, że tak postąpiła. Przyjaciele powinni wspierać, a nie obgadywać za plecami.
- Coś wiesz... - wypaliła ni stąd, ni zowąd.
- Hm.. Co niby? - udawałem głupiego, nie mogłem jej opowiedzieć wczorajszej sytuacji, obiecałem..
Dzięki Bogu, naszą rozmowę przerwał głośny dzwonek, informujący o zaczynającej się lekcji.



 - To co robimy? - spojrzałam na Oliwera, leżącego obok mnie.
- Mam plany na wieczór, ale na teraz ni chuja - skrzywił się.
- Jakie? - usiadłam po turecku, ciesząc mordę jak głupia.
- Pójdziemy na dyskotekę... Już dawno nie byłem, może poderwę jakiegoo.. - zaciął się.
Przyjrzałam się mu, po czym stwierdziłam, że coś ukrywa. Co za idiota, to ja mu się spowiadam z całego mojego życia, a ten mi nic nie chce powiedzieć!
- Czego nie wiem? - uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Nie ważne.
- Mów.
- Nie ważne...
- Nawijaj! - wrzasnęłam na niego. Nie, nie dla zabawy. Po woli działał mi na nerwy.
- Może kiedyś - jego kąciki ust zadrżały, widać, że zbierało mu się na płacz.
Co jak co, ale nieraz miał takie momenty, w których ja sama myślałam, że rozmawiam z jakimś dzieciakiem, a nie facetem starszym o rok!
- Nie ufasz mi? - opuściłam wzrok, by wyglądać na zawiedzioną.
- Ufam, ale to jest zbyt... Zbyt intymne.
- Jesteś gejem? - zapytałam prosto z mostu.
Nie odpowiedział.
Wstał i podszedł do okna.
- Jesteś? - ponowiłam pytanie, ciągle na niego patrząc.
- Nawet nie wiem kiedy to się zaczęło... Po prostu, od jakiegoś dłuższego czasu kręcą mnie faceci, a kiedy patrzę na kobiety to nic a nic - skrzywił się.
Wyglądał, jakby mu to przeszkadzało, jakby tego nie chciał.
- Wiedziałam, kochanie - wstałam na równe nogi, po czym podeszłam do niego. - Domyślałam się tego, tylko nie wiem dlaczego mi tego nie powiedziałeś? - zapytałam z niezadowoleniem w głosie. Nie czekałam na odpowiedź, kontynuowałam. - Nie przeszkadza mi to, wręcz przeciwnie, cieszę się, że będę miała w tobie prawdziwego przyjaciela, w którym wiem, że się nie zakocham i wiem, że ty we mnie również. Bo co jak co, ale nie wierzę w przyjaźń między facetem a kobietą, w tym przypadku jest inaczej - zakończyłam swój monolog uśmiechając się lekko w jego stronę.
- Boże, uwielbiam cię - zaśmiał się cicho, po czym przytulił mnie do siebie. - Nie powiedziałem ci tego, ponieważ bałem się twojej reakcji. Speszyłem się, po tym, jak powiedziałem jednej osobie, niby zaufanej, a jednak zostawiła mnie... - skrzywił się lekko.
- Człowieku, czyli, że nie była prawdziwą przyjaciółką...
- Dobra koniec tego ględzenia, musimy przygotować się na wieczór - wyszczerzył zęby, po czym skierował się w stronę swojej garderoby.
- Wyrwiemy parę ładnych ciach - wybuchnęłam śmiechem.
Oj, czyli, że będę z nim chodziła na podryw? (dop. haha) Podoba mi się to!
- Kur*a, w co się mam ubrać? - usłyszałam płaczliwy głos dochodzący z garderoby, jak zwykle jego codzienny problem....

Siedziałem na fizyce, całkiem nieobecny. Czułem na sobie wzrok Sophie, ale nie patrzyłem na nią. Bałem się, że wyczyta z moich oczu, że coś wiem.
Po lekcjach udałem się w stronę szafek, gdzie spotkałem Michała i Mateusza.
- Stary, wbijasz z nami dzisiaj na imprezę? - wyszczerzyli zęby.
Czyżby nie przejmowało ich to, że ich przyjaciółka się na nich obraziła i nie wiadomo gdzie jest? 
- Gdzie? - zapytałem, bo wiedziałem, że mi też przyda się trochę luzu.
- Jeszcze nie wiemy, ale wyślę ci sms-a - usłyszałem Sophie, która do nas doszła.
Czyli, że ona też?
- Dobra - uśmiechnąłem się lekko, po czym pożegnałem się z każdym po kolei.
- Znaczy, że dzisiaj zaszalejemy... - pomyślałem, kiedy już byłem w drodze do przedszkola.



Ble, ble, ble . 
Brak weny! 
Nic nie mówię, yo

6 komentarzy: