niedziela, 1 stycznia 2012

Rozdział 17

Przetarłam lekko oczy, po czym ześlizgnęłam się z łóżka na tyle cicho, by nie obudzić małej. Kiedy już otworzyłam drzwi, nikogo za nimi nie było, a przecież słuch mam jeszcze dobry. Po raz kolejny rozejrzałam się po klatce schodowej. Nikogo nie było. Po chwili, gdy chciałam już zamknąć drzwi, ujrzałam na wycieraczce białą kopertę z napisem : ' Dla Deana '. Niepewnie schyliłam się po nią, po czym szybko schowałam się w mieszkaniu. Zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam przy kuchennym stole. Co to ma znaczyć? Nie wiedziałam o co chodzi, ale domyślałam się, że ma to związek z wczorajszymi facetami ze szpitala. Obracałam w dłoni kopertę, zastanawiając się, czy otworzyć. Z jednej strony to nie ładnie, ale z drugiej, gdybym tak po woli otworzyła, by Dean później się nie domyślił, to dowiedziałabym się w końcu co przede mną ukrywa i czego mam się dowiedzieć w najbliższym czasie. Zostało mi jedno wyjście. 
- Paweł? - zapytałam do telefonu, który trzymałam przy uchu.
- Tak skarbie, jest coś ważnego, że śmiesz budzić mnie o 10 rano?
- Jest sprawa. Wpadnij do mnie, okej? 
- Teraz? - zapytał rozbawiony.
- No, jak najszybciej - urwałam rozmowę, naciskając na czerwoną słuchawkę.
Jeśli dobrze znałam Pawła, to powinien być u mnie za 10 minut, a jeśli nie przyjdzie, ja do niego pójdę.
Po 15 minutach, ubrana i uczesana, czego po sobie się nie spodziewałam, usłyszałam pukanie do drzwi. Już wątpiłam w to, że dojdzie do mnie dzisiaj. 
- Dłużej się nie dało? - napadłam na niego, otwierając drzwi.
- Nie zrzędź. Do czego ci jestem potrzebny? 
Po chwili wahania, odpowiedziałam:
- Wiesz jak bardzo cię kocham? 
- Nie! Tylko nie to! Znowu ? - chłopak załamał się, chowając twarz w dłoniach. - Po co tu przychodziłem?
- Ostatni raz - złożyłam ręce, by pokazać jak bardzo go proszę, o popilnowanie mi Emily.
- Idź za nim się rozmyślę - wysyczał cicho przez zęby, po czym schował się w salonie.
Byłam z niego dumna. Czyli, że mam już niańkę do dziecka, teraz tylko muszę pokonać kilometr do szpitala. Złapałam za list, schowałam go do torebki, po czym wyszłam z mieszkania. 
Droga niesamowicie mi się dłużyła. Do szpitala doszłam w niecałe 20 minut.
Weszłam do sali chłopaka, który najwidoczniej jeszcze spał. Usiadłam na krześle, obok jego łóżka spoglądając na jego beztroską twarz. O tak, mogłabym na nią patrzeć godzinami, a nie znudziłaby mi się. Kąciki moich ust lekko uniosły się ku górze, gdy wpadłam na pewien pomysł. Chociaż, trochę się bałam, bo to on zawsze dawał znak, kiedy chce mnie pocałować. Tym razem ja przyjmę pałeczkę. Nachyliłam się nad chłopakiem i lekko musnęłam jego usta. Jakież było moje zdziwienie, kiedy jego usta drgnęły. Otworzyłam oczy i nie, nie spodziewałam się tego. Chłopak tak samo patrzył się na mnie, lecz nie przestraszony jak ja, jego oczy były roześmiane, nie wyglądał, jakby obudzić się sekundę temu. Poczułam pieczenie w policzkach, wróciłam zarumieniona na krzesło i oparłam twarz na dłoniach. 
- Mogę wykupić pakiet codziennego budzenia w ten sposób? - zapytał, co mnie zdziwiło.
- Przykro mi, ale nie - uśmiechnęłam się lekko, a następnie miałam zamiar sięgnąć do torby. 
Jednak on mnie uprzedził i złapał za dłoń, przyciągając tym samym do siebie. 
- Możesz się położyć obok mnie? - zapytał niepewnie, po czym posunął się, robiąc mi miejsce. 
Zdziwiło mnie to, nie powiem, że nie. Z jednej strony mogłam, chętnie, nie ukrywam, ale z drugiej bałam się swojej reakcji. Leżeć obok Deana? To nie jest codzienność.
- Nie kłopocz się chłopcze, posiedzę - posłałam mu niepewny uśmiech, a następnie usiadłam na łóżku. 
Dean lekko się zaczerwienił, a następnie odpowiedział:
- Jak wolisz.
Po chwili, kiedy tak siedziałam bezczynnie, przypomniałam sobie, że coś dla niego mam.
- Przyszłam do ciebie, bo rano stało się coś dziwnego... - zaczęłam wolno.
Chłopak podniósł się na łokciach przestraszony.
- Nic takiego, nie martw się - uspokoiłam go ruchem dłoni.
Wyjęłam z torby list i podałam mu.
- Co to jest? - zapytał, obracając go w dłoni.
- Rano ktoś go podrzucił, otwórz.
- Nie, później... 
- Dean, otwórz go teraz - myślałam, że zaraz wybuchnę. 
Ten człowiek po woli działał mi na nerwy. Co on myślał? Również jestem w to zamieszana, więc powinnam wiedzieć co jest na rzeczy.
- To jest dla twojego dob... - nie skończył, bo mu przerwałam.
- Nie wciskaj mi kitów co jest dla mojego dobra, a co nie. Wiem lepiej, a po drugie i tak już jestem w to zamieszana, więc albo to otwierasz, albo już więcej mnie nie zobaczysz! 
Oj, chyba przesadziłam. Mam wytłumaczenie: to pod wpływem emocji. W końcu, mam rację.
Blondyn patrzył na mnie wystraszony. Czym? Moją wybuchową reakcją, czy tym, że mnie więcej nie zobaczy, jeśli mi nie powie? 
- Przykro mi, ale nie... - powiedział cicho, na co ja wstałam i nie zważając na jego wołanie, wyszłam z sali.
Tak, żałowałam teraz, że przyszłam z tym do niego. Mogłam sama przeczytać, a później go przeprosić za to, co zrobiłam. Cóż, byłam święcie przekonana, że mi pokaże, a jednak nie. 


Siedziałem wpatrzony w drzwi, które właśnie zamknęły się za Savannah. Żałowałem teraz, że nie zgodziłem się pokazać jej list, ale z drugiej strony chcę dobrze.
Niepewnie otworzyłem kopertę, po czym rozłożyłem kartkę.
Pismo, jakim list był napisany, było niestaranne. Czyli moje domysły się sprawdziły.
Po woli zacząłem czytać czyjeś bazgroły.

"Źle zrobiłeś, że wmieszałeś w to tą śliczną, młodą dziewczynę. Kiedy tak na nią patrzę, mam ochotę ją  schrupać, dosłownie drogi Deanku. Pamiętasz, jak ostrzegałem cię, że jeśli coś spieprzysz, będzie po tobie i twoich bliskich? Tak więc pilnuj jej, bo nie wiadomo kiedy najdzie mnie ochota na małą zabawę... Tak samo tyczy się to twojego ojca jak i twojej małej siostry. Tam, wiem wszystko o tobie i uwierz, że jeszcze jakikolwiek twój zły ruch, a cała ta trójka znajdzie się parę metrów pod ziemią. Chociaż nie. Niedługo dwójka. Jak już pisałem, Savannah mnie kręci, więc radzę ci się z nią pożegnać."

Przeczytałem ten list jeszcze parę razy, by zrozumieć o co naprawdę mu może chodzić. Tak, po przeczytaniu pierwszych linijek domyśliłem się kto jest nadawcą.
Teraz, kiedy uświadomiłem sobie co ten typ chce zrobić, przestraszyłem się nie na żarty. Jeśli tak pisał, nie kłamał, nie on. Odkąd go znam, robił to, co obiecał. Więc jeśli... Nie, to nie może być prawda...
Chwilę później trzymałem telefon przy uchu, czekając aż Michał odbierze ten cholerny telefon.
- No?
- Jak będziesz miał czas, wpadnij do Savannah dziś wieczorem, okej?
- Po co?
- Sprawdzić, czy wszystko jest okej - zniecierpliwiony już, chciałem zakończyć rozmowę.
- A dlaczego ma być nie okej? - dążył dalej.
- Możesz po prostu wykonać moją prośbę?! - uniosłem głos, co nie było dobre w tym przypadku.
- Dobra, wyluzuj. Przyjdę do niej z Sophie - powiedział, po czym najprawdopodobniej nacisnął czerwoną słuchawkę, ponieważ połączenie się urwało.




joł, joł.
zastanawiam się co z ich losami, ale jak na razie MAM WENĘ !
yeach, dziękuję Wam za ilość komentarzy w ostatnich rozdziałach. 
mój uśmiech na ryjku nie znika <3


podpisano: crazydream

14 komentarzy:

  1. TAK NARESZCIE!
    Jesteś genialna!
    Nie moge się doczekać już następnego rozdziału ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Cię po prostu! <3

    NIŚA

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ciekawa co będzie dalej ! ; D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega mega mega :D kocham to :D

    OdpowiedzUsuń
  5. no milusio :))
    czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaje.biste . !
    Masz na serio wielki talent .
    Czekam na kolejny rozdział . : )

    OdpowiedzUsuń
  7. super jak zawsze ^ ^ .

    ; * .

    OdpowiedzUsuń
  8. uwielbiam ! < 33 .

    OdpowiedzUsuń
  9. nigdy nie piszę komentarzy, jednak Twój blog mnie zaciekawił. śledzę Cię od początku pierwszego opowiadania. masz naprawdę wielki talent, szkoda byłoby go zmarnować, dlatego też nie przestawaj pisać, genialnie Ci to wychodzi! ;)
    pozdrawiam i życzę kolejnych świetnych pomysłów :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Za każdym razem czytam to z ciekawością, potrafisz pisać, potrafisz. Jesteś wielka.

    OdpowiedzUsuń