niedziela, 8 stycznia 2012

Rozdział 21

Mówią, że miłość bez cierpienia nie jest miłością. Absolutnie się z tym zgadzam. Ja, razem z Deanem cierpimy na swój sposób. Oboje mamy zmartwienia, które z czasem przeradzają się w cierpienie. To uczucie, pożera nas od środka, a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Są ludzie, którzy lubią cierpieć. I psychicznie i fizycznie. Nigdy nie zrozumiem tego typu osób. Zadawać sobie ból, to tak samo, jak po woli zabijać się, czyli popełniać samobójstwo. Nie wiem, może jakaś część tych osób chce odejść z tego świata, nie dając już sobie ze swoimi problemami rady. Druga część prawdopodobnie zadaje sobie ból dla przyjemności. Możliwe, że sprawia im to niewiarygodną przyjemność. Może dlatego chcą zwrócić na siebie większą uwagę, aczkolwiek nie powiedziałabym... Chociaż... Jednak dochodzę do wniosku, że każdy człowiek jest inny. Każdy żyje na swój sposób. Dodam jeszcze, że osoby, które odbierają sobie życie są dla mnie tchórzami, którzy boją się stawić czoła życiu. Śmieszne. Jeszcze nie tak dawno sama o tym myślałam. Przyznaję, życie potrafi być zaskakujące.
Ja z Deanem wybraliśmy drogę, którą mamy zamiar iść tak daleko, puki nasza historia dobiegnie końca. Mam nadzieję, że los nie okaże się być tak wrednym i zabrać nam szczęście, jakim dopiero co nas obdarował. Chociaż... Czy mogę powiedzieć, że obdarował nas szczęściem? W pewnym sensie tak, ale z drugiej strony zrzucił na nas niezłą ilość problemów. Czasami wydaje mi się, że zrobił to tylko po to, byśmy dobrze się rozumieli, by nasza miłość, dzięki temu rozkwitała. 
Tak też się dzieje. Mija już tydzień odkąd wyznał mi miłość. Dla kogoś to jest tylko siedem dni, dla mnie to jest wiele. Z dnia na dzień czuję, że miłość do niego rośnie, z wzajemnością. Nigdy nie czułam się podobnie, naprawdę.
Już od tygodnia mała Emily przebywała u Wiktorii. Ja z Deanem  dnie spędzaliśmy normalnie, w gronie znajomych, wieczory były tylko nasze, w mieszkaniu. Czy się baliśmy? Nie wiem czy on, ale ja tak. Codziennie wychodziłam z domu i zamartwiałam się, że mogę już do niego nie wrócić. Dean pokazywał, że jest, dawał mi otuchy, ale przecież nie będziemy żyć tak codziennie - ze strachem w oczach. Nikt nie może przecież nam grozić!
Jeszcze jedno zauważyłam w zachowaniu chłopaka. Codziennie chodził zamyślony, był nieobecny duchem. Wiedziałam, że jest to związane z tymi ludźmi.
Pewnego piątku, kiedy razem ze znajomymi siedzieliśmy na szkolnym patio, usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i zamarłam.
- Co się dzieje? To oni? - Dean w jednej chwili znalazł się obok mnie, zaglądając mi przez ramię, by zobaczyć kto dzwoni.
- Nie - odwróciłam się w jego stronę. - Mama.
Wszyscy spojrzeli na mnie, posyłając mi uśmiechnięte spojrzenia.
- Odbierz! - Sophie ponagliła mnie.
- Ale.. - zaczęłam nie odrywając spojrzenia od wyświetlacza.
- Nie ma ale, dowiedz się czego chce - Dean uśmiechnął się lekko, a ja nacisnęłam zieloną słuchawkę.
Jego krótkie zdanie tyle potrafi zdziałać. Ma nade mną całkowitą kontrolę, ale lepiej, żeby tego nie zauważył.
- Słucham? - zapytałam do słuchawki drżącym głosem.
- Savannah? - w moim prawym uchu rozległ się ucieszony głos matki. - Możemy się dzisiaj spotkać? Chcę ci pomóc.
Spojrzałam zdezorientowana na przyjaciół.
- Ale, że w czym? - zapytałam, bo przecież skąd by mogła wiedzieć o sprawie?
W tej chwili mój wzrok pokierował na Deana. Stał teraz trochę dalej, znowu zamyślony.
- Musimy się spotkać, proszę - dodała cicho.
- Oddzwonię - powiedziałam, po czym szybko zakończyłam połączenie.
Nie czekając ani chwili dłużej ruszyłam w jego stronę.
Wszystko wskazywało na to, że spotkał się z moją matką i powiedział jej o naszych kłopotach.
- Dean? - stanęłam na przeciwko chłopaka. - Powiedziałeś jej, tak?
Patrzył w dal, jakby o czymś myślał. Denerwowało mnie to.
- Dean odpowiedz mi! - nerwy puściły i uniosłam głos.
Chłopak podniósł głowę i obejrzał się, by zobaczyć czy ktoś nas nie usłyszał.
- Przestań wrzeszczeć - uciszył mnie gestem, po czym spojrzał mi w oczy. - Tak, byłem u niej. Po prostu nie damy sobie sami rady.
- Jak mogłeś? Przecież wiedziałeś, że spotkanie z nią to ostatnia rzecz jaką chcę zrobić!
- Savannah, ona zostawiła Andrew. Dla ciebie! Zrozumiała, że jesteś dla niej ważna, rozumiesz? Kiedy tracimy osoby, albo mamy świadomość, że możemy je stracić, rzucamy wszystko, by tylko być przy nich. Twoja matka tak postąpiła. Powinnaś z nią porozmawiać, ona naprawdę cię kocha.
W moich oczach stanęły łzy. Zostawiła go? Dla mnie? - Te słowa docierały do mnie ze zdwojoną siłą. A jednak. Jednak traktuje mnie jak prawdziwą córkę, jednak potrafi być matką.
- Spotkaj się z nią - chłopak przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
Wiedział, że jest mi ciężko w to uwierzyć.
Bez słowa oderwałam się od niego i wyciągnęłam telefon. Wykręciłam numer do matki, a po pierwszym sygnale usłyszałam jej ' i jak? ' .
- Przyjadę po szkole - poinformowałam krótko i rozłączyłam się.
Myślę, że dobrze postąpiłam godząc się na spotkanie. Ale co to mogło zmienić? Nie mam pojęcia. Jednak chcę spróbować polepszyć nasze kontakty, wiedząc, że takie kłótnie są zbyt błahe. Może coś z tego wyjdzie?
- Następnym razem mów mi co zamierzasz - rzuciłam w jego stronę i odeszłam do znajomych.
Po skończeniu lekcji, pożegnałam się z przyjaciółmi i ruszyłam z Deanem w stronę domu mojej matki.
- Przepraszam cię za to. Mogłem zapytać - odezwał się po raz pierwszy od czasu, kiedy na niego nakrzyczałam.
Spojrzałam na niego, po czym złapałam jego dłoń.
- Dziękuję - posłałam mu uśmiech.
Byłam mu za to wdzięczna. Bo gdyby nie on, dalej byłabym samolubną dziewczyną i dalej nie miałabym z matką żadnego kontaktu.
Dean odprowadził mnie pod dom i zamierzał najprawdopodobniej się ze mną żegnać.
- Co ty robisz? - zapytałam rozśmieszona. - Idziesz ze mną.
Pociągnęłam go za sobą i chwilę później staliśmy już w ogrodzie.
Przyznam, nic się nie zmieniło.
Wchodząc do domu poczułam się jakoś inaczej. Poczułam w końcu, że jestem bezpieczna. Uczucie, którego nie doznałam, gdy był tu Andrew lub wcześniejszy facet mojej matki.
- Savannah! - usłyszałam głos rodzicielki, która w kilka sekund pojawiła się obok nas.
- Cześć - niepewnie podeszłam do niej i czekałam na jej ruch.
Kobieta nie czekając ani chwili dłużej przytuliła mnie do siebie i zaczęła cicho szlochać. Przez to wszystko i ja uroniłam kilka łez. Dean przez chwilę przyglądał się temu wszystkiemu, a kiedy zauważył, że sprawa robi się poważniejsza, przez łzy mojej matki, wszedł wgłąb mieszkania, do salonu.
- Przepraszam cię - powiedziała cicho, tuląc mnie coraz mocniej.
Czyżby nadrabiała ostatni miesiąc? Możliwe, ale przyznam, też się za nią stęskniłam. Jest jaka jest, ale to dalej moja matka.
Rozmowa z nią, zajęła mi ponad 30 minut. Może i mało, ale zdążyłam opowiedzieć jej co robiłam przez ten czas. Dowiedziałam się, że jednak to prawda, że zostawiła Andrew dla mnie i, że okazało się również jakim to był dupkiem. Tak, Savannah zawsze ma rację.
Oczywiście Dean musiał opowiedzieć jej o naszych problemach, o dilerach, którzy nam grożą. Moja rodzicielka nie czekała długo z propozycją. Od razu zaproponowała nam, żebyśmy przez pewien czas pomieszkali u niej.
- Ale nie musimy, spokojnie dajemy sobie radę u mnie - szybko ją zapewniłam.
Dean spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Że co? Że jednak chciałby mieszkać z moją matką pod jednym dachem? Całkiem mu odbija.
- Obiecaj, że się jeszcze razem zastanowicie - moja matka nie odpuszczała.
- Zapewniam cię, że nie potrzebujemy ... - zaczęłam, ale Dean mi przerwał.
- Jasne, że się zastanowimy - posłał jej uśmiech, po czym odwrócił wzrok, tak, by nie patrzeć mi w oczy.
Co on znowu planuje? Nie wiem. Ale wiem jedno, nie dam w to wszystko wciągnąć mojej matki.
Po kolejnej półgodzinnej rozmowie pożegnaliśmy się z mamą i wyszliśmy z domu.
Dean nie czekał długo na jakąkolwiek wypowiedź z mojej strony.
- Co ty kombinujesz? Po co mieszasz w to wszystko moją matkę? Mało mamy kłopotów? - stanęłam na przeciwko, ciągnąc go za rękaw, widząc, że się nie zatrzymuje.
- Wyluzuj - próbował mnie uspokoić.
- Przestań! - wrzasnęłam na niego, kiedy znowu mnie olał. Tego było już za wiele. - Czy ty w ogóle wiesz co robisz?! Chcesz mnie stracić w inny sposób? Proszę bardzo!
- Savannah, nie mów tak - jego spokojny głos powoli działał mi na nerwy.
- Myślisz, że nie zauważam? Codziennie o czymś rozmyślasz, nie ma cię w ogóle! 
W końcu powiedziałam to, co mnie męczyło. Pomimo, że nieraz był przy mnie, pokazywał, że mogę na niego liczyć, dalej było mi mało. Więcej było tych scen, w których myślami był całkiem gdzie indziej.
- Próbuję jakoś wyciągnąć nas z tego wszystkiego, staram się, żebyśmy wyszli na prostą, byli w końcu szczęśliwi! - on chyba też nie wytrzymał.
- A co? Nie jesteśmy? - w pewnym sensie nie, ale cieszyłam się, że przynajmniej go mam.
- Po części nie. Przecież sama dobrze wiesz.
- Dobra, nie chce mi się z tobą rozmawiać - rzuciłam krótko, wyrywając się z jego uścisku.
- Gdzie ty idziesz? - złapał mnie za dłoń i odwrócił do siebie.
- Do Sophie, nie idź za mną - spojrzałam na niego, a następnie ruszyłam w swoim kierunku.
Po prostu musiałam się komuś wyżalić, poradzić. Dawno już tego nie robiłam. Związek z Deanem całkiem mnie oślepił. Właśnie, tak samo jak brzmi cytat: "Prawdziwa miłość otwiera ramiona, a zamyka oczy." Dokładnie tak samo jak jest pomiędzy nami. Ale cóż, zostawmy to na kiedy indziej. Teraz miałam jedno pytanie. Dlaczego Dean tak bardzo chce, byśmy zamieszkali u mojej mamy? Jasne, to choć o trochę zmniejszy poziom naszych problemów, ale z drugiej strony boję się znowu jej zaufać. Bo nie po raz pierwszy wychodzi mi z takim tekstem, że Andrew już nie jest dla niech ważny. Jasne. Tak szybko odkochać się nie da, a swoją drogą, jestem ciekawa dlaczego się rozstali, bardzo ciekawe co znowu zrobił.
Po 10 minutach byłam pod domem przyjaciółki. Kiedy otworzyła mi drzwi, bez słowa rzuciłam jej się w ramiona. Wiedziała, że jest mi ciężko. Zmiana zachowania Deana, kłopoty z dilerami plus jeszcze moja matka.



Dochodziła 22, a Savannah dalej nie wracała. Martwiłem się, bo przecież dobrze wie co nam grozi i, że nie powinna tak późno wracać do domu. Po raz kolejny wykręciłem numer do Sophie, która nie odbierała.
- Szlak by ją trafił... - skomentowałem w myślach.
Kiedy zadzwoniłem po raz któryś - już dawno straciłem rachubę - w końcu odebrała.
- No czego?
- Jest u ciebie Savannah? - zapytałem zdenerwowany.
Przez chwilę siedziała cicho, ale kiedy pośpieszyłem ją, sama się przestraszyła.
- Wyszła, ponad dwie godziny temu - odpowiedziała. - Dean! A jak jej się coś stało? - wystraszona już, zaczęła szybko gadać.
Nie słuchałem jej dalej, ponieważ rozłączyłem się.
Jeśli coś jej się stanie, to będzie tylko i wyłącznie moja wina. Jestem tego świadomy. Ale nie, nic jej się nie stanie. Nie wyobrażam sobie życia bez Savannah. To ona nauczyła mnie tak wiele i nie dam jej szybko odejść z tego świata.
Nie czekając ani chwili dłużej wykręciłem do niej numer. Nie odbierała. Czyli zły znak, albo dalej się na mnie gniewa.
Moje rozmyślenia przerwał dźwięk telefonu. Pełen nadziei spojrzałem na wyświetlacz i zamarłem. Zastrzeżony. Jakież było prawdopodobieństwo, że to mogli być oni. Nie pomyliłem się. Odebrałem telefon, a kiedy usłyszałem męski głos, byłem pewny, że już więcej nie zobaczę Savannah.
- Pamiętasz nasz list? - zaczął. - My nie zapominamy o takich sprawach. A zwłaszcza o takich niesamowitych... hm, jak to nazwać? - zamyślił się na chwilę, po czym dodał: - Ta Savannah naprawdę ma perfekcyjne ciałko...




rozdział pisany w parę godzin, tzw. ' na raty '.
osobiście mi się nie podoba, ale cóż, dobrnę do końca.
dobra, ciao ; * 

podpisano: crazydream


22 komentarze:

  1. kocham tego bloga ! < 33

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowna jesteś ; **
    Jestem uzależniona od tego bloga ; *
    Masz niewyobrażalnie wielki talent ; d

    OdpowiedzUsuń
  3. wrrrrrrrrr...
    ach ciarki mi aż przeszły ^^
    konkretnie ;d
    czekam na kolejny !:D

    OdpowiedzUsuń
  4. ja chcę happy end!!! happy end!!! happy end!!! proszę... niech chociaż im się ułoży:b pozdrawiam, alijaa

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam ten blog <3.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przecudnopiękne ; D ; *

    Koooooolejny ! ; D

    OdpowiedzUsuń
  7. Cuudowna jesteś ; *
    Pisz kolejnyy ! ; dd

    OdpowiedzUsuń
  8. Oooo, nie ! nie chcę żeby to się smutno skończyło!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudownie <3
    uzależniłam sie ;dd

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak to się super czyta..
    Pisz kolejny proooszę ; * ; D

    OdpowiedzUsuń
  11. genialny,genialny,genialny :*
    juz się nie mogę doczekać następnego :d

    OdpowiedzUsuń
  12. jejuu Boskie nie kończ proszee ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetne opowiadania !
    wszystkie przeczytałam w dwa dni! :)
    czekam na kolejne!
    pozderki:D

    OdpowiedzUsuń
  14. nie ma co dziewczyno umiesz wzbudzać napięcie.:)
    z niecierpliwością czekam na nowy rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Następny proszęę <3.

    OdpowiedzUsuń
  16. Cudownie piszesz :D
    Czekam z niecierpliwością na kolejny ; D

    OdpowiedzUsuń
  17. Uwielbiam <3.
    Prooooszę dodaj nowy !
    jeszcze dzisiaj ! ;DD

    OdpowiedzUsuń
  18. Boże, mało masz zajebity ten blog , jezuu ! : *
    opowiadanie kurde, jak to nazwać , nie umiem. Po prostu
    jest zajebistomegadobre! ♥

    OdpowiedzUsuń